Pomysł na tę książkę narodził się w głowie Grahama Mastertona w 2007 roku, kiedy to przebywał w Polsce ze swoją wizytą. To właśnie w Krakowie postanowił osadzić akcję książki, którym był oczarowany. Już wtedy Masterton zapowiedział, że oparta na legendzie historia książki będzie bardzo straszna. Zobaczmy jak Brytyjczyk wywiązał się z tej obietnicy.
Nathan Underhill, profesor pragnący spełnić się zawodowo eksperymentuje z genetyką. Chce spełnić swoje marzenie, którym jest wyhodowanie mitycznego stworzenia - gryfa. Jego macierzyste komórki mają być przełomem w medycynie. W tym samym czasie Nathan zmaga się z przezywającym okres buntu, siedemnastoletnim synem, a także z nieudanymi eksperymentami, które ostatecznie zablokowały dostęp do budżetu na eksperymenty naukowe. Okazuje się, że nie tylko Nathan chce wyhodować takie legendarne stworzenie, Dyrektor Domu Spokojnej Starości Murdstone - Christian Zauber - w którym pracuje żona Nathana, Grace, korzysta z czarnej magii, aby powołać do życia tytułowego Bazyliszka - po części kogut, po części wąż. Podczas pierwszej konfrontacji Grace zapada w śpiączkę, Nathan zrobi wszystko, by ją uratować. Zaczyna się pościg za Zauberem, który będzie miał swój finał w Krakowie.
Kraków w książce Brytyjczyka jest taki jak go zapamiętał Masterton. Za przykład można podać krakowską restaurację "Nostalgia", w której Masterton wraz ze swoją żoną Wiescką gościli w 2007 roku na obiedzie.
Akcja do Polski przenosi się zaledwie 80 stron przed finałem. Przedstawione wydarzenia dążące do tej zmiany dzieją się zdecydowanie za szybko. Można poczuć, że książka ta była pisana na siłę. Masterton obiecał swoim fanom fanom tę powieść i wcisnął ją w swój harmonogram. Muszę przyznać, że wydarzenia nie są porywające, a postaci są papierowe. Co najważniejsze - opowieść nie jest ani przez chwilę straszna.
Książkę czyta się jednym tchem, szczególnie po to, aby na końcu zobaczyć polską rzeczywistość. W "Bazyliszku" nie ma miejsca na to, aby wtopić się w polskie realia. Akcja mogłaby równie dobrze być osadzona gdzie indziej. Książka nie zaskakuje ani nie straszy. Jest jedynie ciekawostką i hołdem, jaki Masterton oddał w stronę polskich fanów. Nie będzie to książka przykładem jego geniuszu, ale będzie dowodem na to, że pisarz szanuje polskich fanów.