Ależ to był w oczywisty sposób debiut :) Tak, to trzeba powiedzieć na początku, nader mocno odczuwałem podczas lektury fakt, że to pierwsza powieść napisana przez tego autora. Otworzyłem tę książkę i z miejsca zaczęła mi się rzucać w oczy jakaś taka stylistyczna nieporadność, przejawy właśnie niewielkiego doświadczenia w tworzeniu tego typu tekstów. Tyczyło to w pierwszym rzędzie właśnie języka, ale w pewnym, mniejszym stopniu również sposobu budowania narracji*, całość przenikała jakaś taka niezgrabność, widać było brak wprawy. Szczęściem było dość punktowe, leci sobie lektura i nagle kiks, ale, cóż, tych kiksów było naprawdę sporo. Potem, po około siedemdziesięciu stronach, te słabsze punkciki zaczęły już znikać, tym niemniej, wciąż było to dalekie od jakiejś super sprawnie pisanej prozy.
Budowa tej książki to w ogóle jest ciekawa sprawa. Widać, że autor bardzo, ale to bardzo chciał, by powieść nie tyle trzymała w napięciu, ile była bardzo efektowna, pełna literackich fajerwerków. I tak praktycznie bez przerwy mamy tu pościgi, strzelaniny, ucieczki i wybuchy :) Bez-Przer-Wy, serio. Można by się wręcz spodziewać, że takie natężenia mocniejszych elementów wywoła u czytelnika efekt przesytu, że odbiorca tekstu będzie mógł uznać, że jest tego zwyczajnie za dużo. Ale nie, nie męczyło mnie to, nie czułem, że jest tego za wiele, więc tu plusik dla naszego debiutanta. Widać znalazł jakiś sposób, by było tego właśnie aż tyle, a jednocześnie by ta naprawdę wielka efektowność nie raziła. Jeżeli miałbym się do czegoś przyczepić, to tylko do wykonania tych coraz i coraz się pojawiających efektów (bo miejscami było z nim tak sobie, ze względów o których pisałem powyżej), nie do sposobu umieszczenia ich w tekście.
Kontrapunktem dla tych sensacyjnych momentów mogłyby być sceny flashbackowe, ukazujące dzieciństwo pary powieściowych braci i to, w jaki sposób rodziła się jakże ważna dla fabuły szczególna więź między nimi. Ale nie, tych scen z przeszłości jest raptem kilka, cztery czy pięć, i są nader krótkie (nie najmują nawet całego rozdziału, a rozdziały w tej powieści też bynajmniej długie nie są) więc siłą rzeczy nie pełnią do końca tej funkcji. Widać autor zrezygnował z takiej budowy tekstu**, w której wykorzystuje flashbacki do tego, by dać czytelnikom odpocząć i per saldo wygrał, w każdym zaś razie nie przegrał.
Ta parka braci i to, jak ją odbieramy, to w ogóle jest kolejne interesujące zagadnienie. Mają, przynajmniej początkowo (podkreślam, żeby nie było: przynajmniej początkowo) budzić sympatię i czytelnik ma im kibicować, nie mam co do tego większych wątpliwości. A jednocześnie łatwość z jaką naginają zasady obowiązujące stróżów prawa poraża. Ukrywają dowody, kłamią, utrudniają pracę policji. "Doprowadźmy do umorzenia oficjalnego śledztwa, a potem sami je spokojnie dokończymy prywatnie", czy coś takiego można zaakceptować? Szukają winnych wszędzie dookoła, bezpardonowo oskarżając przyjaciół. No, nie do końca to gra, przyznacie. Ciekawy jest też jeszcze jeden problem: czy czujemy ich desperację, to, jak odnajdują się ekstremalnie trudnej sytuacji w której się znaleźli, ich strach, który każe im robić właśnie takie rzeczy. Czytając skłaniałem się do wniosku, że nie, niespecjalnie to pisarzowi wychodzi. Jednak z perspektywy, już po zakończeniu lektury, jestem bardziej skory przyznać, że udało się to całkiem nieźle. Jesteśmy z nimi w tej skrajnie nieprzyjemnej sytuacji i rozumiemy (rozumiemy, nie akceptujemy) to, co robią. Jakoś właśnie po zamknięciu powieść lepiej to wspominam niż odczuwałem podczas czytania i, podkreślam, dzieje się tak nie tylko dlatego, że teraz wiem już to, co zostaje ujawnione w późniejszej akcji powieści.
Ubocznym skutkiem tego przeładowania tekstu akcją jest to, że psychologia postaci została prawie wyzerowana. Jest jej naprawdę mało. Gdy idzie o relację między braćmi - okej, coś tam jeszcze się pojawia, choć też niewiele, zwłaszcza w porównaniu z tym, jak ważna jest ona dla tej książki. Ale potem już w zasadzie pustka, słyszymy czasem jak bliskie są sobie niektóre postacie, ale właśnie tylko o tym słyszymy. Totalnie zaś już leży charakterystyka powieściowego psychola. Nic, zero absolutne, niczego nie dowiadujemy się o tym, dlaczego robił to, co robił, co go w tym kręciło, co odczuwał podczas, gdy dokonywał swoich ohydnych czynów, jak było to uwarunkowane jego doświadczeniami życiowymi itd. Wiemy, że jest bardzo zły i tyle. Gdy zaś idzie o tą drugą winną postać - cóż, tu z kolei tak bardzo autor pojechał podwórkową psychologią, że chyba już bardziej nie mógł.
Sorry, ale daję tylko cztery gwiazdki na dziesięć. Nie było na tę powieść specjalnego pomysłu, nie ma wielkiego zaskoczenia (w jednej trzeciej już w zasadzie domyślamy się co i jak), jest dużo akcji i tyle. Nie skreślam autora na przyszłość, są poszlaki pozwalające sądzić, że może kiedyś tworzyć naprawdę dobrą literaturę popularną, ale właśnie jest to kwestia przyszłości.
Aha, jeszcze jedno - w kończących książkę Podziękowaniach autor dziękuje m.in. wydawcy, zwracając się do niego słowami "pomogłeś mi stworzyć opowieść pełną nieustannego napięcia, od której Czytelnik nie może się oderwać". Nie, panie Farrell. Nie pan jest od oceniania, czy czytelnik może czy nie może się oderwać od pańskiej książki. Naprawdę. Potem w tychże samych Podziękowaniach jest jeszcze, że dzięki jakiejś tam współpracującej z autorem podczas pisania psycholożce "doktor Cain wyraźnie zna się na rzeczy", czyli znów ten sam grzech niesamowitej pychy, tylko w nieco mniejszej skali. I w sumie za ten grzech odejmuję jedną gwiazdkę.
-------------------------------------------------------------------------------------------
*Taki typowy przykład, na stronie dwunastej żona mówi do jednego z bohaterów: "Jesteś technikiem kryminalistyki w Departamencie Policji w Filadelfii". Fajna ekspozycja, co? Pamiętacie Mietczyńskiego i "Jestem siostrą twojej biednej matki i to właśnie ja cię wychowałam"? :D
**Albo zrobił to za niego ktoś odpowiedzialny za redakcję powieści, w Podziękowaniach pisarz wspomina m.in. o współpracowniczce, która pomogła mu odchudzić tę historię tak, by nabrała tempa. No, ale ja oceniam końcowy efekt, nie wnikam kto co dokładnie zrobił.