Każda z nas marzy o ciekawym życiu, o pracy, do której nie musimy iść z niechęcią, o przygodzie, o rycerzu na białym koniu, o miłości – takiej na całe życie. Nie lubimy przecież, jak jest nudno; jak nic się interesującego nie dzieje; jak dzień za dniem mija, a w dniu jutrzejszym już nie pamiętamy, co zdarzyło się wczoraj.
Takiego właśnie nieciekawego życia doświadczała główna bohaterka powieści Karoliny Pastuszak "Ups… No to wpadłam ! " Marisa Alarcon Martinez, pracująca w tygodniku "La Gente", młoda dziennikarka, tuż po stażu, skazana w redakcji na pisanie horoskopów, drobnych plotek i prognozy pogody. Ale jak to w bajkach i w życiu bywa, pewnego dnia Marisa dostała swoją szansę. Redaktor naczelna zleciła jej bowiem pierwsze poważniejsze zadanie – relację z imprezy dobroczynnej w Montjuic. Dziewczyna nawet nie przypuszczała, że wydarzenie to zmieni jej całe dotychczasowe życie.
Na balu dziennikarka jest naocznym świadkiem morderstwa. W końcu nic w tym dziwnego, bo gospodarzem imprezy jest Ramiro Carrera Rios, jeden z szefów barcelońskiej mafii, więc w takim otoczeniu morderstwa zdarzają się dość często. Mafia nie lubi świadków, a nawet więcej - pozbywa się ich w sposób ostateczny. Na szczęście Marisa znajduje sprzymierzeńca. A jest nim „marnotrawny syn” mafiosa Agustin. Czy młodym uda się uciec? Czy Agustinowi można zaufać? Zapraszam do lektury…
Biorąc tę książkę do ręki, nie bardzo wiedziałam, czego się po niej spodziewać. Nie znałam autorki powieści, jej stylu i sposobu pisania, ani wcześniejszej twórczości. Opis na okładce sugerował zwariowaną i mało rzeczywistą powieść sensacyjną z wątkiem romantycznym w tle. Powiem szczerze, że tego typu powieści sensacyjne nie należą do moich ulubionych. Owszem lubię sensację, ale raczej tę z wątkiem politycznym lub wojenno-wojskowym w tle, której przedstawicielem jest Tom Clancy, Robert Ludlum, Ken Follet, Frederick Forsyth czy Jack Higgins. Ta książka na pewno do tego typu lektur nie należy, ale sięgnęłam po nią, głównie dlatego, że została napisana przez nieznaną mi młodą polską pisarkę, a nasza literatura współczesna staje mi się coraz bliższa i uważam, że każdemu jej przedstawicielowi trzeba dać szansę.
Karolina Pastuszak jest absolwentką dziennikarstwa na Uniwersytecie Warszawskim. Po ukończeniu studiów pracowała przez parę lat w różnych redakcjach. Marzycielka, optymistka, perfekcjonistka. Szczęśliwa mężatka posiadająca grono wypróbowanych przyjaciół oraz cudownego, czekoladowego labradorka (już samo to stwierdzenie wystarczyłoby, żebym chciała poznać twórczość p.Karoliny, bo też kocham psy). Uwielbia podróżować i pisać. Ups…No to wpadłam! nie jest Jej debiutancką powieścią – wcześniej wydała książkę Meksykańska miłość.
Zaopatrzona w taką wiedzę na temat autorki zabrałam się za czytanie Jej powieści. I… wcale tego nie żałuję.
Otrzymałam wielowątkową romantyczną komedię sensacyjną z fabułą osadzoną w zagranicznych realiach. Mamy tu rozgrywki mafijne, strzelaniny, pościgi samochodowe, ucieczki samolotowe, ukrywanie się w zakonspirowanych mieszkaniach i ciągłą ich zmianę. Bohaterowie powieści podróżują (choć nie są to podróże krajoznawcze), zmieniają miejsca pobytu, a my dzięki temu poznajemy oprócz Barcelony, gdzie wszystko się rozpoczyna, także Rzym i Londyn. I choć nie są to opisy tych miejscowości zapierające dech w piersiach, to ich klimat i nastrój został przedstawiony na tyle poprawnie, że możemy stać się może nie uczestnikami tych zdarzeń, ale obserwatorami na pewno.
I do tej całej przepychanki mafijnej mamy to, co my kobiety lubimy najbardziej – miłość, a w zasadzie jej początki, jej narodziny. Uważam, że wątek romantyczny jest najmocniejszą i najlepiej przedstawioną częścią powieści. To prawda, jest on od początku przewidywalny i można spodziewać się, że zakończy się happy endem, ale mimo wszystko z dużym zainteresowaniem czytamy o rodzącym się między głównymi bohaterami uczuciu. Zauważamy, że od początku między Marisą i Agustinem „zaiskrzyło”, ale ich historia miłosna nie należy do tych stereotypowych, czy banalnych. Z racji choćby tego, że rozgrywa się w niecodziennych okolicznościach, w atmosferze przerażenia i zagrożenia, że ta dwójka jest na siebie niejako skazana. Wątek miłosny poprowadzony jest bardzo ciekawie i trochę inaczej niż w innych tego typu powieściach. Na pewno sama kreacja bohaterów ma na to duży wpływ. Dwie bardzo interesujące charakterologicznie i jakże różniące się od siebie postaci – ona naiwna, łatwowierna, momentami wręcz infantylna, ale także pyskata i wygadana dziewczyna, która doskonale wie, czego chce; a on – tajemniczy, czasami wredny, nieco szorstki, inteligentny i do tego zabójczo przystojny i bardzo seksowny. Chwilami pewne zachowania, głównie Marisy, mogą drażnić i irytować, ale na pewno te dwie postaci nie są płaskie i jednowymiarowe. Są prawdziwymi ludźmi, popełniają błędy, mają swoje słabości, odwaga walczy u nich ze wszechogarniającym strachem, kochają, nienawidzą, pragną, walczą ze sobą, zwyciężają i przegrywają. O ile duże brawa należą się autorce za kreację głównych bohaterów, o tyle nie można już tego powiedzieć o innych postaciach tej opowieści. Pojawiają się i znikają – nie zapadając w pamięć i nie powodując w czytelniku żadnych emocji. Tak jakby ich nie było – mają do wypełnienia określone zadanie w powieści, ale poza tym nic więcej o nich się nie dowiadujemy. Szkoda, bo tego książce zdecydowanie brakuje. Sama wiedza, że postać jest czarna lub biała, w zależności po której stronie barykady się pojawi, nie jest dla mnie wystarczająca. A niestety bohaterowie epizodyczni są nijacy, płascy, nie wyróżniający się niczym wśród tłumu – natychmiast o nich zapominamy i zupełnie nam ich nie brakuje.
Zastanawiam się, czy powodem tego nie jest przypadkiem sposób narracji, jaki autorka zastosowała. Narracja pierwszoosobowa – od strony Marisy, siłą rzeczy zawęża w pewien sposób możliwości przekazania wiedzy o tych bohaterach. Marisa o nich również nic nie wie, więc jak może nam cokolwiek opowiedzieć? Niestety powieści przydałyby się fragmenty z narracją trzecioosobową – dobrze by było, żeby do akcji wkroczył narrator – obserwator, który pomógłby troszkę nam – czytelnikom i przybliżył chociaż parę postaci epizodycznych. Na pewno książka zyskałaby na tym sporo.
Mimo mankamentów powieść czyta się bardzo dobrze. Autorka pisze językiem prostym, poprawnym, trafiającym do każdego. Nie znajdziemy tu zbędnych opisów, czy niepotrzebnych nikomu ozdobników. Opowieść nie jest natomiast pozbawiona humoru, co jest jej dużym plusem, a także jak na powieść sensacyjną przystało, szczypty dreszczyku i niewielkiej dawki adrenaliny. I choć fabuła jest dość przewidywalna, a zakończenie w zasadzie niczym nie zaskakuje, to jest to zupełnie przyjemna lektura na jeden z zaczynających się jesiennych wieczorów.