Bądź blisko to drugi tom powieści z serii „Kolory szczęścia”. Pierwsza część bardzo mnie wciągnęła, a zakończyła się w takim momencie, że nie mogłam doczekać się premiery drugiego tomu. Dziękuję zatem Wydawnictwu Prószyński i S-ka za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Otwierając pierwszą stronę, spodziewałam się, że od razu dowiem się, co się działo z Marią, jak zakończyła się jej dramatyczna sytuacja z ostatniej strony pierwszego tomu. Autorka trzymała mnie jeszcze jakiś czas w niepewności, dozowała informacje, przez co skala moich emocji była ciągle na wysokim poziomie. Z perspektywy czasu, uznaję, że był to dobry zabieg.
Tak jak w tomie pierwszym, poznajemy historię z dwóch perspektyw, opowiedzianą oczami Marii i Oli, które łączy wspólna sprawa. Teraz już nie irytowało mnie to, że zarówno Maria, jak i Aleksandra relacjonują te same wydarzenia swoimi oczami. Forma tej powieści to właściwie taki pamiętnik więc osobiste wynurzenia bohaterek i nawet czasem nieskładne myśli są całkiem zrozumiałe. W pierwszym tomie nie byłam do końca zadowolona z tej formy, ale teraz ją doceniłam.
Aleksandra rozpaczliwie pragnie być matką, niestety jej droga do macierzyństwa zakończyła się wynajęciem surogatki. Maria zdecydowała się na taki krok ze względu na córkę, której jedyną szansą na normalne życie jest kosztowna operacja w Szwajcarii. I tak oto losy kobiet zostały połączone.
Każda z kobiet pragnie zrealizować największe marzenia, i choć są one różne, los w przewrotny sposób połączył te dwie teoretycznie obce sobie kobiety.
Pozostałe postacie skonstruowane są bardzo przemyślanie. Poznajemy dokładniej przyjaciół i rodziny obu Marysi i Oli, a każda z osób ma określone zadanie, by całość opowieści była spójna.
W tym tomie pojawia się też więcej dodatkowych wątków. Osobiste perypetie i zdarzenia zostały ukazane wnikliwie, z bardzo dużą dawką emocji, w które czytelnik łatwo może się wczuć.
Muszę zwrócić też uwagę, z jakim oddaniem i pietyzmem autorka poprowadziła wątek łotewski. Opisy Rygi, domku w Jurmale są tak szczegółowe, nasycone słońcem i morską bryzą, że nawet tylko czytając o tym miejscu, można trochę odpocząć. Poczułam się zachęcona, by w planowaniu podróży, wziąć pod uwagę właśnie Rygę i jej okolice.
Kolejny ważny i godny uwagi wątek to pokazanie, jak istotnymi i ważnymi instytucjami są domy spokojnej starości. Przyznajmy, temat osób w podeszłym wieku jest zazwyczaj pomijany, no bo, o czym tu pisać? Panuje powszechne przekonanie, że starość jest smutna i nudna. Pani Karpińska dobrze pokazała, że wcale tak nie jest, a jeśli ma się odrobinę empatii i chęci, wszędzie można stworzyć taką Jesienną Przystań. Wątek ważny, daję dużego plusa za to, że poruszono ten temat.
Podobało mi się też to, że autorka poruszyła kwestie adopcji od strony prawniczej. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak skomplikowana jest to procedura i jak wielkiej siły psychicznej potrzeba, by wszystko zakończyło się sukcesem.
Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że z tej książki bije ogromny smutek. Oczywiście biorąc pod uwagę sytuacje życiowe, w jakich znaleźli się bohaterowie, jest to całkowicie zrozumiałe. Światełko w tunelu pojawia się tak naprawdę dopiero pod koniec książki. Osobiście nie jestem fanką tego typu zakończeń, ale w tym wypadku je akceptuję, biorąc pod uwagę ilość smutku przewijającego się przez właściwie dwa tomy.
Mnogość relacji międzyludzkich i forma ich opowiadania sprawia, że nie sposób się nudzić podczas czytania, a przy okazji pojawiają się momenty refleksji nad własnymi sprawami i tym, czy o odpowiednim stopniu o wszystko zadbaliśmy.
Oceniam książkę na 7/10 i polecam. To dobrze spędzony czas.