''Dla nich jesteśmy robakami tylko. Nawet nie zauważą, że rozdeptali...[...] Swoje już widziałam, dzięki Bogu. Będzie co opowiadać na tamtym świecie . W piekle nie wymyślili takich rzeczy, jakie tu na ziemi zrobiono.''
Glikierija, Ariadna i Jewdokija, to trzy staruszki, sąsiadki z komunałki okrutnie doświadczone przez życie i ''Leningradem zahartowane'', jak same mówią. Są samotne, wszyscy ich bliscy poginęli. Kiedy więc Antonina Biespałowa, też sąsiadka, tyle że młoda, zachodzi w ciążę, staruszki są nawet ucieszone.
Tosia rodzi dziewczynkę, której daje na imię Siuzanoczka. Spokojnie może wrócić do pracy do jednej z socjalistycznych fabryk, a ''babki'' wspólnie i zgodnie zajmują się Sofijką, bo takie imię nadały dziecku na chrzcie załatwionym po cichu i w tajemnicy nawet przed matką maleńkiej dziewczynki. Oczywiście wtedy w Związku Radzieckim nic nie mogło się wydarzyć bez wiedzy państwa i partii. Zauważono więc nawet to, że córeczka Antoniny mimo ukończenia już pięciu lat, nie chodzi do zakładowego przedszkola. Jednak Biespałowa ma poważny powód, by dziecka do przedszkola nie posyłać.
Książka jest tyleż piękna, co smutna. Opowiada o siermiężnym życiu pięciu kobiet w różnym wieku, które mimo braku więzów krwi (prócz matki i córki) są ze sobą bardzo związane. Babuszki kochają swoją przyszywaną wnuczkę prawdziwą miłością. Ja czasem powtarzam, że więzy rodzinne są przereklamowane, w tej książce jest to doskonale widoczne. Obce kobiety, stare i schorowane, samotne, potrafiły małej Sofijce stworzyć, prawdziwy ciepły dom. Jedna uczyła ją robić na drutach, druga, języka francuskiego, a trzecia, wycinania gwiazdek z papieru.
By na koniec kiedy wszystko zaczęło się ''sypać'' i wydawało się, że nie ma już ratunku, wymyślić i przeprowadzić prawdziwie mistrzowską intrygę. Bardzo polecam tę książkę. Zawsze kiedy czytam opowieści z tamtych czasów i z tamtego miejsca, z tamtego państwa, nachodzi mnie refleksja, że u nas jeszcze nie było tak tragicznie. Partia (w większości) nie wchodziła ludziom do łóżka, nie podglądali, kto z kim śpi i czyje są dzieci. Nie odbierali dzieci chorych, nie stało się w mróz w ciemnej piwnicy po przydziałową mąkę.
Chyba że o czymś nie wiem, ale zawsze z wielkim zainteresowaniem słucham tych, co jeszcze są, żyją i mogą i chcą o tamtych czasach opowiadać. A państwo, które obecnie nazywa się Rosja, to kraj bardzo ciekawy i pełen kulturowych i obyczajowych kontrastów. Chcemy, czy nie chcemy, jest to też nasz sąsiad, a historie sąsiada wypada znać, zwłaszcza gdy miejscami łączy i przenika się, z naszą polską.