Czym charakteryzuje się typowe babskie czytadło? Zazwyczaj banalną fabułą, kręcącą się wokół przeważnie nieco zdesperowanej bohaterki, wątkiem miłosnym i przede wszystkim prostym językiem. Lektura takiej powieści na ogół bywa całkiem relaksująca i przyjemna, jeśli jednak masz ochotę na tego typu książkę, ale za to górnej półki to „Karminowy szal” jest dla Ciebie idealną propozycją.
Maria, Magda i Marta to trzy skrajnie różne kobiety, które w dzieciństwie połączyła przyjaźń i wspólny pobyt w ośrodku rehabilitacyjnym. Niestety, jak to w życiu bywa, opuszczenie murów lecznicy oddaliło od siebie bohaterki i zerwało dotychczasowy kontakt. Spotkanie po latach uświadamia jednak kobietom, jak bardzo brakuje im dawnej więzi i wzajemnych zwierzeń, dlatego postanawiają odnowić relację, jaka łączyła je w przeszłości. Do comiesięcznych spotkań bohaterek dochodzi w małej kawiarni zwanej „w Piwnicy pod Liliowym Kapeluszem”, gdzie kobiety wspólnie popijają grzane wino i dążą do rozwiązania pewnej delikatnej sprawy, której wszystkie trzy doświadczyły w dzieciństwie. Bohaterki wytrwale poszukują aktualnego miejsca zamieszkania małżeństwa Wieczorków. Czytelnik jednak praktycznie do samego końca nie wie, dlaczego Maria, Magda i Marta poświęcają czas temu zajęciu.
Nie mogę pojąć, dlaczego na okładce pojawia się Kate Holmes? Okej, zdjęcie pasuje, w końcu aktorka ma na sobie czerwony szal, który poniekąd ilustruje tytuł dzieła, jednak ja osobiście jestem wielką przeciwniczką umieszczania na okładkach portretów gwiazd. Po pierwsze nie pasują mi one do reklamowania swoją twarzą żadnych powieści, a po drugie mimowolnie kojarzą mi się z wszelkimi tandetnymi powieściami, które są efektem pisarskich spełnień zazwyczaj marnych „aktorzyn”. Aczkolwiek w tym przypadku pierwsze „wzrokowe” skojarzenia są absolutnie błędne, ponieważ „Karminowy szal” jest utworem cenionej polskiej autorki, mającej już w swoim dorobku literackie sukcesy. Mimo wszystko dalej będę uparcie trwała w przekonaniu, że okładka powinna być bardziej „neutralna”.
Skoro już jesteśmy przy kwestii tytułu to do niego też miałabym pewne wątpliwości. W książce pojawia w prawdzie epizodyczny wątek, dotyczący karminowego szalu, jednak nie wydaje mi się on na tyle istotny, aby od razu nazywać od niego całą książkę. Aczkolwiek patrząc na to z drugiej strony to sama nie wiem, jak inaczej można byłoby ową historię nazwać. Fabuła w sumie nie narzuca żadnego konkretnego hasła, które zachęciłoby do przeczytania owej książki. Choć „w Piwnicy pod Liliowym Kapeluszem” wydaje mi się całkiem odpowiednim,ciekawym i zgodnym z fabułą tytułem.
Jak widzicie wszelkie wady książki, jakie wymieniam w swojej recenzji, dotoczą kwestii raczej mało znacznych. Słynne powiedzenie mówi przecież: „nie oceniaj książki po okładce”. Do samej treści „Karminowego szalu” nie mam nic do zarzucenia. Jak już wyżej wspomniałam książka ta jest typowym babskim czytadłem, od którego nie wymagałam zbyt wiele, jednakże bardzo pozytywnie się zaskoczyłam. Dodatkowo bohaterki powieści to kobiety bardzo sympatyczne oraz odzwierciedlające rzeczywiste kobiece wątpliwości i wahania. Myślę, że każda czytelniczka sięgająca po utwór Joanny M. Chmielewskiej, odnajdzie w którejś z głównej postaci cząstkę samej siebie.
„Karminowy szal” był moim pierwszym spotkaniem ze znaną mi dotychczas jedynie „z widzenia” polską pisarką Joanną M. Chmielewską. Utwór zrobił na mnie pozytywne wrażenie, a niezwykła atmosfera i klimat „Piwnicy pod Liliowym Kapeluszem” towarzyszył mi do ostatnich stron książki. Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko polecić tę powieść każdej miłośniczce literatury kobiecej.