(...) “Jadę sobie” zaciekawiła mnie kilkoma rzeczami – po pierwsze “poradnik”, po drugie – Maria Peszek. Zaraz za ciekawością szła nadzieja, że nie będzie to czas stracony. Rachując “za” i “przeciw” wychodzi na “za”, ale… Bez “ale” obyć się nie mogło. Na początek – lektor, bo to z nim zawsze trzeba się na początku zderzyć, a czasem zderzenie to przypomina rozpędzony samochód w zetknięciu z żelbetonem. Tutaj, że ze względu na sam tytuł wspomniany samochód jedzie, żelbet zostawiając w tyle. Śmiga gładko, jak po autobahnie. Pani Maria ma miły głos, z tekstem radzi sobie bezbłędnie, a wtręty z języka angielskiego czyta z doskonale kaleczącym pseudo-hinduskim akcentem. Wyszło naprawdę dobrze, momentami zabawnie. Lektor na piąteczkę – ładnie śpiewa, dobrze czyta.
Wracając do “ale” numer jeden. “Gdzie te rady i wskazówki? – myślę sobie przesłuchując kolejne opowieści z wycieczki. Poradnik powinien w moim przekonaniu być zbiorem wytycznych, coś jak “tips & tricks” dla graczy, a tu jak ich nie było tak nie ma, no chyba, że wyłuskałem sobie coś z tekstu. Już spisywałem książkę na straty, już kreowała się destrukcyjna koncepcja recenzji, już byłem u płotu i witałem się z gąską, a tu nagle – “część druga”. Wygląda na to, że przeoczyłem wers “część pierwsza”, i po relacji z podróży zaczął się wykład, co zabrać, czego nie, jakie szczepienia i antymalaryki, które piguły mają jakie skutki uboczne itp, itd, etc. Pojawiła się nawet historia o pierwszej podróży do Afryki, bardzo pouczająca, choć mało przyjemna – warto się z nią zapoznać zanim ruszy się gdzieś “na pałę”, bo niekiedy nawet ułańska fantazja nie pomoże. Sporo informacji, o których autor pisze, że może są zbędne i oczywiste, dla kogoś kto jeździ, jednak dla początkujących i zastanawiających się nad podróżą mogą być bardzo przydatne. Chwali się nawet wzmianka o kosztach całkowitych wycieczki, które nota bene jak na półroczną podróż nie są duże.
Pojawiło się gdzieś po drodze “ale” trzecie (było to zanim dotarłem do “części drugiej”) w postaci materiałów dodatkowych, czyli pliku ze zdjęciami. Nie wiem czego się spodziewałem, ale na pewno czegoś bardziej jak poradnik, więc zbiór fotografii z podróży (mimo ich uroku) znów mnie podjudził do niszczącej recenzji. Jak się jednak skończyło można przeczytać powyżej. Wszystkie wątpliwości zostały rozwiane, a problem kobiecej literatury, mimo drobnych zgrzytów i drażniących powtórek w postaci nagminnie wypływających “lokalesów” było miło. Ostatecznie muszę przyznać, że słuchałem tego z jako taką przyjemnością i jeśli ktoś lubi lektury podróżnicze, to jak najbardziej jest to audiobook dla niego.