„Tylu rzeczy jeszcze nie wiemy, że często zastanawiam się, czy inna cywilizacja, taka, która od miliarda lat korzysta ze zdobyczy nauki, uznałaby nas w ogóle za istoty rozumne. Podejrzewam, że mogliby to uczynić przez grzeczność - nie ze względu na poziom naszej wiedzy, lecz na to, jak ją zdobywamy, a mianowicie na posługiwanie się przez nas metoda naukową. To właśnie otwartość naszych umysłów na dane, które potwierdzają lub obalają stawiane przez nas hipotezy, pozwala ludzkości rościć sobie prawo do jakiejkolwiek uniwersalnie definiowanej rozumności”. [s.62]
Spośród rzeczy, których bardzo nie lubię, poczesne miejsce zajmuje pseudonauka. Wiecie, takie opowiadania, że szczepionki są złe, homeopatia leczy, kosmici zbudowali Machu Picchu i piramidy w Gizie i tak dalej, i tak dalej. Nie mam żadnej litości dla książek i dla autorów, którzy pseudonaukę promują. Po pierwsze żerują oni na naiwności ludzi, którzy o nauce zwykle nie wiedzą nic i których ona nie obchodzi. Po drugie są to deprawatorzy rozumu i metody naukowej, podważają zaufanie do odkryć, do pracy naukowej, do racjonalnego podejścia do świata. Po trzecie zarabiają na ludzkiej słabości i niewiedzy.
Dlatego, kiedy przyjaciel podsunął mi „Pozaziemskie” Aliego Loeba, to zmarszczyłam nos i wzruszyłam ramionami, odpowiadając, że nie będę czytać jakichś bzdetów, tylko dlatego, że ktoś je wydał w twardej oprawie.
Bo „Pozaziemskie” to książka, w której naukowiec udowadnia, że - jego zdaniem i według jego wyliczeń - obiekt, który zahaczył o nasz układ planetarny w 2017 nie był zwykłą kometą, zagubioną planetą, planetoidą, niczym, co było „naturalne”, ale kawałkiem technologii. Nie naszej technologii pragnę dodać.
Brzmi nieźle, co?
Jak widzicie taka teza była wręcz idealna, żeby pobudzić wszystkie moje fobie i uprzedzenia, do których się przyznałam we wstępie do tej oceny. Wszystko we mnie aż krzyczało „pseudonauka”! Miałam z gracją i godnością powiedzieć, że dziękuję, ale nie przeczytam tej książki, ale rzucono mi wyzwanie i musiałam trochę pogrzebać, poszukać informacji i posprawdzać na własną rękę.
I okazało się, że autor jest „legitny”. Avi Loeb to uznany, ceniony, związany z Harvardem fizyk teoretyczny i astrofizyk, a nie żaden nawiedzony koleś, który w rysunkach na płaskowyżu Nazca widzi komunikację w przybyszami z kosmosu.
Dodatkowo Avi Loeb pisząc „Pozaziemskie” pozostał w kręgu nauki, którą uprawia od lat. Znane są przecież przykłady naukowców, którzy na przykład dostali Nobla z chemii, a potem przekonywali innych, że końskie dawki witaminy C wyleczą u ludzi wszystko, łącznie z rakiem (ok, przesadzam, ale nie jakoś tak specjalnie).
Czyli nie dość, że naukowiec, to jeszcze pisze o tym, na czym się zna. Dwie rzeczy na plus.
OK, teza, którą postawił jest kontrowersyjna i budzi wiele sprzeciwów w środowisku naukowym, ale nauka wykuwa się w sporach i dyskusjach. Ktoś stawia tezę i udowadnia ją, ktoś inny z tą tezą dyskutuje, pokazując, jakie fakty przemawiają za tym, że nie opisuje ona w całości problemu.
O „Pozaziemskich” Loeba pisało się swego czasu sporo (rzućcie okiem do netu, sami się przekonacie), ale sama książka to solidna pozycja popularnonaukowa. Kontrowersyjna jak jasny gwint, ale faktograficznie zdrowa.
„Przede wszystkim nigdy dotąd nie stwierdzono obecności w Układzie Słonecznym ciała pochodzenia międzygwiezdnego. Już samo to sprawiło, że odkrycie Oumuamua nabrało historycznego charakteru i zwróciło uwagę wielu astronomów, dzięki czemu zebrano więcej danych, które po zinterpretowaniu ujawniły kolejne anomalie, co zainteresowało jeszcze większą liczbę astronomów i tak dalej”. [s.65]
W 2017 roku teleskopy zauważyły obiekt, który nazwano Oumuamua, „Zwiadowcą”. Był pierwszym obiektem spoza naszego układu gwiazdowego, który zauważyliśmy. Przyleciał z zewnątrz, spoza strefy oddziaływania naszego Słońca. Był prawdziwym, choć nieożywionym Obcym. Co do tego mamy konsensus naukowy. Oumuamua nie pochodzi z naszego podwórka, przyleciał w gości i pofrunął w pustkę. Co do tego zgadzają się wszyscy naukowcy.
Ale dalej już tak pięknie nie jest. Okazuje się bowiem, że obiekt zwany Oumuamua ma kilka nietypowych właściwości, że nie zachowuje się, jakby był normalnym kawałkiem kosmicznej skały albo kosmicznego lodu, jednym z tych, których sporo jest w naszym Układzie Słonecznym. Nawet wygląda… nietypowo. Owe anomalie zaczynają się od kształtu.
Owszem, na większości grafik, z którymi spotykamy się w necie, przedstawia się go jak ciemnawą skałę w kształcie cygara, ale - i powtarzają to inni poza Loebem badacze - fizyka mówi, że wygląda raczej jak niewielki kosmiczny żagiel.
Nie tylko kształt jest nietypowy, ale i zachowanie Oumuamua. Zdaniem Loeba „normalne” asteroidy, komety i inne kosmiczne śmieci tak się nie zachowują. Nic, co znamy i obserwujemy jeszcze nie zachowywało się w ten sposób.
„Najlepszym antidotum na taki upór, jaki znalazłem, jest samodzielne myślenie. Jeśli któryś z tych pomysłów wydaje się zbyt zuchwały, przesadzony lub oderwany od rzeczywistości, po prostu przypomnijmy sobie dane empiryczne, jakimi dysponujemy.Mówią nam one, że Oumuamua był świecącym, cienkim dyskiem znajdującym się w lokalnym układzie spoczynkowym, który gdy znalazł się polu grawitacyjnym Słońca, odchylał się od trajektorii wyznaczonej przez samą grawitację, nie wykazując przy tym żadnych oznak odgazowania czy rozpadu”. [s. 151-152]
Dlatego właśnie naukowiec rzucił tę kontrowersyjną tezę o pozaziemskim i technologicznym charakterze Oumuamua. Może to była boja, postawiona na granicy czyjegoś znanego Wszechświata, może odpowiednik naszych Voyagerów? Może coś innego, czego nigdy nie spotkamy i nie zidentyfikujemy?
W „Pozaziemskich” wędrujemy z Loebem nie tylko po Układzie Słonecznym, nie tylko poznajemy zagadki nauki, mechanikę kosmosu, zachowanie zagadkowego obiektu, który zajrzał w nasze okolice na kilkanaście dni i zniknął w otchłani. Nie, poznajemy także dobrze samego naukowca, jego rodzinę, jego dzieciństwo, marzenia, kolegów, którzy się z nim nie zgadzają i tych, których opinie są bliższe akceptacji jego tezy niż jej odrzucenia.
To ciekawa książka, otwierająca głowę, dająca mnóstwo informacji, zmuszająca do myślenia i szukania na własną rękę.
I nie, nie wiem, czy Oumuamua jest kawałkiem skały czy technologii. Nie mam pojęcia. Moje wykształcenie i wiedza, która posiadam nie pozwala mi na samodzielną analizę dostępnych danych i na ocenę faktów. Ale mogę czytać fachowców, którzy na temacie się znają i mają prawo do stawiania hipotez i do ich obrony.
Dlatego sięgnęłam po „Pozaziemskie” do czego i Was zachęcam.