Na początku byłam do tej książki bardzo sceptycznie nastawiona. Nie da się ukryć, że tytuł jest chwytliwy, nieco kontrowersyjny, przyciągający uwagę. Psychologiczny poradnik napisany przez influencerkę. Pierwsze moje skojarzenie brzmiało – próba zarobienia na depresji, co gorsza na osobach, które myślą o samobójstwie.
Nie da się ukryć, że na chorobach psychicznych ludzie też zarabiają. O ile robią to specjaliści, jest to zrozumiałe, to w końcu ich praca. Kiedy robi to zwyczajna osoba, rodzi się niepewność.
Jednak przeczytałam. Poprzez książkę zapoznałam się z autorką, bo ona sama bardzo się w tej książce otworzyła przed czytelnikiem. Co stwierdziłam? Nie jest to poradnik, na pewno nie poradnik psychologiczny, nie jest to książka, która udzieli nam fachowej wiedzy ani nie pomoże nam wyjść z depresji, ale nie twierdzę, że jest zła, czy niepotrzebna. Wręcz przeciwnie, myślę, że bardzo dobrze, iż taka książka powstała.
Treść może i nie odpowiada na tytułowe pytanie: jak się nie zabić i nie zwariować, za to jest opowieścią o życiu autorki. Ona sama bardzo dużo przeszła, dzieli się z czytelnikiem swoim dzieciństwem i trudną drogą walki z depresją. Z jednej strony niby nic takiego. Wiele osób dużo przeszło i udało im się z tego wyjść. Dla niektórych takie historie są motywacją, dla innych wręcz przeciwnie. Mogą się przecież pojawić myśli typu: "ona tyle przeszła i dała radę, teraz tyle osiągnęła, a ja walczę dłużej i nic". Co więc wyróżnia tę książkę?
Przede wszystkim styl wypowiedzi autorki. Książka jest bardzo ciepła, serdeczna, jest jak list od bliskiej osoby, która chce nam pomóc. Padają w niej słowa wsparcia, które osoba w potrzebie po prostu chciałaby usłyszeć. Justyna sama dużo przeszła i widać, że po prostu wie, co sama chciałaby niejednokrotnie usłyszeć od bliskich.
Sukanek chce nam powiedzieć, że damy radę i będzie dobrze, ale jednocześnie nie koloruje rzeczywistości. Pokazuje nam brutalną prawdę, że droga do wyzdrowienia nie jest łatwa. Opowiada o swoich pobytach w szpitalach psychiatrycznych. Łamie stereotypy, pokazując, że nie jest to „miejsce dla wariatów”, ale też nie zawsze muszą nam tam faktycznie pomóc. Pokazuje skutki uboczne brania leków, niedobranych terapeutów, nawroty depresji. Czyli wszystko to, z czym często mierzą się osoby próbujące sobie pomóc, co ich zniechęca i sprawia, że tracą wiarę w wyzdrowienie. Autorka dodaje nadziei, że nie mimo iż nie będzie łatwo, można sobie pomóc, że lekarze i rodzina są wsparciem, ale najwięcej zdziałać możemy właśnie my.
Moim zdaniem to nie jest poradnik, ale jest to piękna autobiografia, którą czyta się lekko i szybko. Zajęła mi dwa dni, a można ją wciągnąć nawet w jeden. Ciekawie i estetycznie wydana. Napisana prosto i serdecznie tak, że trafi nawet do młodszych osób. To jest też bardzo duża zaleta książki. Coraz więcej młodzieży popełnia samobójstwa. Depresja dotyka nawet dzieci. Młodzi jednak nie sięgną po poważne psychologiczne poradniki, niewiele z nich zrozumieją, często boją się prosić o pomoc, lub proszą, ale jej nie otrzymują. Właśnie ludzie udzielający się w social mediach mogą do nich najbardziej trafić i udzielić im małego wsparcia.
Ta książka nie wyleczy nikogo z depresji. Mam jednak nadzieję, że wielu osobom doda nadziei, siły i odwagi, by poprosić o pomoc.
Sama bardzo się przy niej wzruszyłam, płakałam podczas opowieści o babci, bo ta sytuacja była mi bardzo bliska. Nie dowiedziałam się z tej książki co prawda niczego nowego, sama walczę z depresją od lat podobnie jak autorka. Jednak nie żałuję jej przeczytania. Zostawiła mi na pewno trochę ciepła w sercu.