Mocno główkuje, co napisać o tej książce. Jak ubrać słowa, jak wyrazić to, co mnie w niej zachwyca? Kreślę, notuję, znów skreślam. Mogłabym zacząć od tego, że dawno nie spotkałam się z książką, która tak pięknie opisuje samą siebie. Nie do końca siebie, ale swoje inne koleżanki. Książki. Tak bardzo podobał mi się sposób, w jaki Funke opisuje książki. Jak wspaniale pokazuje miłość i czułość, z jaką odnoszą się ludzie do książek. Rzecz mogłabym, że po przeczytaniu “Atramentowego serca” czuję, że nie jestem jedyna, że nie tylko ja dotykam okładki zanim zacznę czytać. Że kupuję mnóstwo książek. I mogę powiedzieć, że każdy, kto kocha książki, powinien przeczytać tę powieść – odnaleźć siebie i swoje poniekąd dziwne zachowania.
“Odkąd pamiętała, Mo zawsze wykonywał ten charakterystyczny ruch ręki: brał książkę, pieszczotliwie przesuwał dłonią po jej wierzchu, po czym otwierał ją tak, jak otwiera się szkatułkę wypełnioną po brzegi egzotycznymi klejnotami.“
Mogłabym zacząć od tego, że świat przedstawiony jest zarazem piękny i niebezpieczny. Jak każdy. Jednak możliwość wyczytania innego świata z dowolnej powieść, jest dla mnie nie tylko czarujące, ale niesamowite i pociągające. Jednak patrząc na konsekwencje, jakie mogą wyniknąć z takiego wyczytania – nie wiem czy warto posiadać taką zdolność. Nigdy nie przeczytać powieści na głos. Nie poczuć tych liter, zdań ani powieści.
“- Wielkie nieba – mruczała, zzuwając buty – kiedy sobie pomyśle, ile to razy pragnęłam znaleźć się w jednej z moich ulubionych książek! A okazuje się, że w książkach najlepsze jest to, że można je w każdej chwili zamknąć.“
Mogłabym zacząć od tego, że jestem zachwycona tą historią. Na początku miałam deja vu związane z Cieniem wiatru. Wgłębiając się w dalsze strony, co raz bardziej wydawało mi się, że czytam właśnie “Cień wiatru”, a nie “Atramentowe serce”, jednak już po 50 stronach powieść zaczęła się tak drastycznie różnić, że złapałam się za głowę “Jak mogłam tak pomyśleć?”. Historie te, nawet w małym stopniu, nie są zbieżne. Dotycząc tego samego – książek – jednak są pisane w zupełnie rożny sposób. Jak u Zafona można znaleźć miejsca przegadane, tak tu nie. U Zafona jest więcej wątków tragicznej miłości zaś tu autorka skupia się na postaciach wyczytanych z Atramentowego serca. I tu mamy zbieżność tych dwóch różnych historii – książki wykorzystane, jako te, o które chodzi w całej powieści, są takie same. Mówiąc ogólniej, w Cieniu wiatru chodziło o książkę o tym samym tytule, tak tu, w Atramentowym sercu jest tak samo. Zastanawiam się czy to przypadek czy od siebie zgapili.
“Książki muszą być ciężkie, bo w nich jest cały świat.“
Podsumowując: książka jest wspaniała, można trochę się nauczyć, trochę wywnioskować, a przede wszystkim – dobrze się bawić. Poznać osoby, które tak jak my, kochają książki, dbają o nie i z czułością na nie patrzą. Można wsiąknąć na dłuży czas w tę opowieść i po ciuchu wyobrażać sobie, że taki Mo także nam czyta. Że to, co często pragniemy stanie się realne. A snuta przez niego opowieść stanie się jak żywa – w przenośnym i dosłownym znaczeniu.
“Dlaczego dorośli uważają, że dzieci lepiej znoszą tajemnice niż prawdę? Czy nie zdają sobie sprawy, jakie mroczne historie dzieci wymyślają, aby wyjaśnić sobie tajemnice?“