Uwielbiam serię „Na osi czasu”, wydawaną przez Wydawnictwo Św. Wojciecha. Książki są osadzone w czasach biblijnych i ukazują życie zwykłych ludzi na tle wydarzeń opisanych w Piśmie Świętym. Szczególne wrażenie zrobiła na mnie „Merit z Egiptu”, w której opisano wyjście Izraelitów z Egiptu i ich wędrówkę przez pustynię do Ziemi Obiecanej. Właśnie ukazała się najnowsza pozycja w serii – „Aszerat” Aleksandry Mazur, więc z radością wyczekiwałam kolejnego spotkania ze starożytnością.
Książka opowiada losy Aszerat od jej nastoletnich lat, kiedy wychowywana jest przez uległą, skromną matkę i okrutnego, bezdusznego ojca w Tyrze. Kiedy ojciec postanawia wydać za mąż swoją dwunastoletnią córkę i oddaje ją w ręce starego, wysokiego rangą urzędnika, dziewczyna popada w obłęd, z którego uzdrawia ją Jezus swoją mocą na prośbę jej matki. Dziewczyna ucieka z domu i przyłącza się do uczniów Jezusa, o którym opowiadała jej matka. Trafia pod dach Józefa z Arymatei, gdzie poznaje Maryję, matkę Jezusa. Aszerat przybiera imię Zuzanna i chłonie słowa Nauczyciela, jednocześnie myśląc o swojej przyszłości. Jeszcze w domu rodzinnym zainteresowała się akuszerką i z tym zajęciem postanowiła związać swoją przyszłość. Wkrótce okazało się, że świetnie sprawdza się w tym zawodzie. Jej losy stykają ją z Herodem, Neronem, Judaszem, Pawłem i wieloma innymi postaciami znanymi z historii. Mimo krzywd doznanych od mężczyzn, mimo obserwowania pełnego przemocy małżeństwa swoich rodziców Zuzanna decyduje się na ślub z mężczyzną, który mocno ją pokochał, jednak dla niej to małżeństwo z rozsądku. Kiedy jej mąż widzi, że nie daje jej szczęścia, pozwala jej odejść, a Zuzanna wiąże się z innym, mężczyzną, który naprawdę skradł jej serce.
Z dotychczas przeczytanych części serii „Na osi czasu”, ta jest najsłabsza. Połowa tej książki to parafraza ewangelii i streszczenie dziejów apostolskich. Autorka bardzo mocno skupiła się na przekazaniu słów Jezusa, nie chcę powiedzieć, że cytowała, (bo nie mam takiej pewności), ale opowiadała jego przypowieści, jego wszystkie, znane z Biblii, działania i nauczania. Potem w ten sam sposób potraktowała losy Pawła i zwyczajnie okazało się tego za dużo.
Bohaterka stworzona przez Aleksandrę Mazur wydaje się też niezbyt charakterna i nierzeczywista. Dziewczynka niemal zgwałcona, decyduje się na samotną ucieczkę z domu, bez żadnego wsparcia, bez celu, w którym mogłaby znaleźć schronienie. W zasadzie wszędzie, gdzie się pojawia, ratuje jakąś rodzącą i zaskarbia sobie tym przyjaźń i wdzięczność dobrych ludzi, a źli trzymają się od niej z daleka. Ma też swojego opiekuna, tajemniczego Seosamha, który zawsze pojawia się najtrudniejszych momentach jej życia. Przeżywa swoje miłosne rozterki, poddaje się decyzjom mężczyzn bezrefleksyjnie. Utrata pierwszego dziecka staje się w zasadzie błogosławieństwem i nie pozostawia w niej żalu.
Autorka przyjęła relacyjny sposób opowieści, przez co jej utwór gubi gdzieś wszystkie emocje. Tragiczne losy swojej bohaterki sprawiają więc wrażenie, jakby wcale nie dotykały jej uczuć i duchowości. To samo dotyczy wszystkich bohaterów książki. To niestety wielki jej minus.
Do zdecydowanych plusów zaliczam pokazanie tła historycznego, życia zwykłych ludzi w czasach starożytności. Najwięcej uwagi autorka poświęciła czasom rzymskim i czczeniu rzymskich bóstw, zwyczajom panującym na Awentynie, rzeczywistości Wiecznego Miasta w czasach cesarstwa.
Podsumowując, w mojej opinii w książce zbyt dużo jest ewangelizatorstwa, któremu nie towarzyszy żadna refleksja i duchowa przemiana bohaterów. Płytka konstrukcja psychologiczna bohaterów sprawia, że nie przeżywałam zbyt mocno ich wielkich dramatów, bo i oni nie sprawiali wrażenia emocjonalnie zaangażowanych. Generalnie jednak uważam, że książka może się spodobać wielu czytelnikom, bo jest nieskomplikowana i w ciekawy sposób pokazuje czasy Chrystusa i pierwszych chrześcijan.