Zacznę od razu od tego, co mi w książce - skądinąd wartościowej - niebywale przeszkadza. Otóż przeszkadza mi jej straszliwa amerykańskość, podlana jak marne kazanie - to cytacikiem, to mailem od klienta, to przykładem z życia, to osobistą historią. Tak, to ma pomóc mnie, czytelniczce, utożsamić się z tym, o czym pisze autor. Ale mnie tylko wkurza. Bo amerykańskie poradniki, szczególnie te określone jako bestsellery, są właśnie takie: jak marne kazania. Ja nie chcę tego wszystkiego, nie chcę tej wysilonej naiwności, wiary we mnie i w ludzkość, nie chcę poklepywania po plecach. Chcę narzędzi, nie tego przedziwnego miksu niebywałej fachowości z neofickim zapałem misjonarza. Nie. No nie.
No, to moje emocje oceniły „Odkrywanie nowej mocy” i teraz mogę z czystym sumieniem opisać Wam o co Brooksowi chodzi i co nam radzi.
Zacznijmy od początku, czyli od autora. Arthur C. Brooks to amerykański społecznik, pisarz i wykładowca Uniwersytetu Harvarda - ogólnie rzecz ujmując - człowiek, który wie, co mówi.
W „Odkrywaniu nowej mocy” Brooks rozpoczyna swoją narrację od osobistego doświadczenia ( a jakże! Od czego miałby…? OK, koniec ze złośliwością), od momentu, w którym uświadomił sobie, że jego dotychczasowe definicje sukcesu i szczęścia mogą nie być adekwatne w obliczu nadchodzących zmian życiowych, a raczej zmiany ostatecznej, jaką jest starzenie się.
„Odkrywanie nowej mocy” to książka opierająca się na solidnych podstawach naukowych, co jest jednym z jej największych atutów. Brooks umiejętnie łączy wyniki badań z dziedziny psychologii, socjologii i neurobiologii, przedstawiając czytelnikowi kompleksowy obraz zmian, jakie zachodzą w ludzkim umyśle i ciele wraz z upływem lat. I zamiast tak zostawić, to autor jeszcze musi dodać jakieś pitu-pitu! Ok, miałam przestać z tym jadem. Ok.
Kluczowym konceptem przedstawionym w książce jest idea dwóch krzywych inteligencji - płynnej i skrystalizowanej. Brooks wyjaśnia, jak wraz z wiekiem nasza zdolność do szybkiego przyswajania nowych informacji i rozwiązywania nowych problemów (inteligencja płynna) maleje, podczas gdy nasza wiedza, doświadczenie i mądrość życiowa (inteligencja skrystalizowana) wzrasta. To fundamentalne rozróżnienie stanowi punkt wyjścia do refleksji nad tym, jak możemy przekształcić nasze życie, aby w pełni wykorzystać potencjał drugiej połowy życia.
Brooks nie unika trudnych tematów. Otwarcie mówi o lęku przed starzeniem się, utracie statusu społecznego (ale totalnie zapomina, i to w całej książce, o tych, którzy ani kariery, ani statusu, ani kasy nie posiedli. Czyli o większości nas), czy poczuciu bezużyteczności, które mogą towarzyszyć przejściu na emeryturę lub zmianie kariery. Jednakże, zamiast popadać w pesymizm, Brooks proponuje konkretne strategie i narzędzia, które pozwalają przekuć te wyzwania w szanse na rozwój i spełnienie.
I w tym momencie książki autor zabiera mnie w poszukiwanie sensu, a ja zapieram się rękami i nogami, ponieważ bardzo dziękuję, ale potrafię się tym zająć sama i nikt nie nie musi mnie nawracać na nic. (Dobra, to był ostatni raz)
Zatem tak: pierwszy plus to naukowe podejście autora.
Drugi to praktyczne rady i pytania, na które warto sobie odpowiedzieć.
Trzeci - to zwrócenie uwagi na duchowy komponent życia.
Czwarty - to język. Jasny, prosty, zadania nie plątają się i sensy się nie gubią. Elegancja prozy może trochę, ale to przecież poradnik, a nie książka nominowana do Bookera.
Po książkę zdecydowanie warto sięgnąć. A ja przeczytałam ją dzięki portalowi
nakanapie.pl