Stanisław Beniowski "Apple papfle Bitter Blitter Blau",
Kiedy jakiś czas temu byłam już podczas lektury, osadzonego w realiach życia na Górnym Śląsku lat trzydziestych ubiegłego wieku "Cholonka" w serwisie Na kanapie zauważyłam tę książkę. Opisaną na okładce jako opowieść o przyjaźni i życiu na tle trudnej historii Górnego Śląska, uznałam za intrygującą na tyle, żeby po nią sięgnąć. Tym bardziej, że w tym momencie wydawała się być ciekawym uzupełnieniem śląskiej tematyki widzianej oczami zupełnie nie znanego mi autora.
Kilkuletni Stefik, jeden z młodszych na pewnym bytomskim podwórku marzy, by być zaakceptowany przez grupę starszych dzieciaków. Jest to tym trudniejsze, że czujne oko matki, aptekarki ze znajdującej się tuż obok domu apteki, nieustannie czuwa nad synem, którego siostra umarła niedawno. Trochę przypadek, a może bardziej dobroć ludzkich serc stawiają na drodze chłopca nauczycielkę języka niemieckiego, która w latach trzydziestych przyjechała na tereny Górnego Śląska uczyć języków, a po zakończeniu II wojny światowej nie opuściła miasta, w którym mieszkała wiele lat.
I tak zaczynają się pleść losy małego Stefika i Frau Hedwig, obojga naznaczonych na swój sposób przez życie, nawiązuje się pomiędzy nimi silna więź, rodzi się przyjaźń, która będzie potem trwać przez lata.
"Apple papfle Bitter Blitter Blau" to dwutorowo prowadzona opowieść tocząca się pomiędzy śląskim podwórkiem lat powojennych, gdzie mieszka Stefik, a momentem narodzin faszyzmu, którego czasy traumatycznie naznaczą życie Frau Hedwig. Zaczyna się trochę jak czarno–biały film o przygodach dziecięcej grupy przyjaciół, jeden z tych które pamiętam sprzed lat, by za chwilę stać się retrospekcją losów nauczycielki, przenosząc jednocześnie czytelnika o kilkadziesiąt lat wstecz.
To mimo przeżytych przez bohaterów traum, ciepła opowieść o poszukiwaniu przyjaciela, osoby, na którą zawsze będzie można liczyć, ale również opowieść o samotności i chęci posiadania za wszelką cenę kogoś bliskiego i przelaniu na niego wszystkich kumulowanych przez lata uczuć. Może konstrukcyjnie posiadająca trochę wad, bo obie historie nie plotą się tak płynnie jakby mogły, a toczą się jakby obok siebie, bo historia Frau Hedwig jest, w moim przekonaniu, ciekawsza niż losy Stefika, który jest przecież narratorem.
Jest wreszcie jeszcze jeden element utrudniający lekturę, szczególnie dla osoby która nie zna języka śląskiego czy niemieckiego. Śląskich i niemieckich dialogów, rozważań, nazw własnych tłumaczonych w dolnych przypisach jest w niej po prostu za dużo, ponieważ zdarzają się momenty, kiedy trzeba przeczytać stronę przypisu (tłumaczenia). Rozumiem ich ważność dla autora, różnicującą również czasy, w których dzieją się obie historie, a jednak lubię płynać z tekstem czytanej powieści, a nie potykać się o przeszkody zbudowane z przypisów. Tym bardziej, że autor pokusił się zupełnie niepotrzebnie o wyjaśnienie przypisami wielu innych, naprawdę oczywistych rzeczy, a krótkich śląskich dialogów można by w ogóle nie tłumaczyć.
Książka otrzymana z Klubu z klubu recenzenta Na kanapie.