Do przeczytania tej książki zachęciła mnie koleżanka, z wykształcenia historyk. Zachwycała się detalami wiernymi epoce, językiem zgodnym z epoką, no i oczywiście przynależnością do gatunku fantastyki. Zobaczywszy książkę na oczy, zdałam sobie sprawę, że znam okładkę. Kiedyś już widziałam w sieci tę piersiastą niewiastę i pamiętam, że wtedy właśnie ta okładka mnie zniechęciła i w szczegóły opisu książki nawet nie zajrzałam. Jednak zachwyty koleżanki, sprawiły że głupio było mi odmówić, tym bardziej, że następnego dnia książki już mi przyniesiono. Książki, bo koleżanka od razu pożyczyła mi też część drugą czyli Wiedźmę z Wilżyńskiej Doliny.
Zdecydowana nie oceniać książki po okładce, postanowiłam zignorować erotyczny portret na wierzchu i zapoznać się z treścią. Książka składa się z 9 dość pokaźnych opowiadań, uwieńczonych epilogiem. Każde opowiadanie to oddzielna historia, co nie znaczy, że zamknięta, bo dalszych losów poznawanych przez nas bohaterów możemy się dowiedzieć z kolejnych opowiadań, w których się o nich wspomina.
Wilżyńska Dolina jest specyficznym miejscem, ukrytym pośród niedostępnych Gór Żmijowych. Wydaje się być tak na końcu świata, że nawet najbardziej wytrwałe wrony nie dadzą rady do niej dolecieć. Każdy tutaj zna swoje miejsce i bogaci i biedni, ci lepsi i ci gorsi. Każdy wydaje się godzić z istniejącym stanem rzeczy. Życie biegnie swoim rytmem, zgodnie z czasem narodzin i śmierci, czasem bólu i radości, zgodnie z mijającymi porami roku. Wilżyński ludek jest chciwy, zazdrosny, leniwy i gnuśny. Wydaje się, że nigdy nie wyciąga wniosków z otrzymanej od losu lekcji. Historia i wielkie związane z nią zawieruchy wydają się omijać tę biedną prowincję. Tylko czasem docierają do Doliny skutki toczącej się gdzieś daleko wojny; czasem bywają to grasanci, czasem zabłąkany minstrel lub jakiś ubogi kupczyna, bo nawet nie kupiec.
W Wilżyńskiej Dolinie wbrew pozorom nie rządzi władyka czy pleban. Niewidzialny ster dzierży w sękatej, krogulczej dłoni miejscowa wiedźma, zwana przez wszystkich Babunią Jagódką. To ona pilnuje, by we wsi panował względny porządek, to ona ten porządek też przywraca, oblatując okolice na drewnianej sztachecie. Chłopstwo się jej boi, szanuje ją i potrzebuje bardziej niż plebana. Znoszą jej pełnymi naręczami ulubione powidła owocowe, smaczne nalewki, przychodzą po poradę lub pomoc. Z tym ostatnim grzecznie czekają przy furtce, bo nikt nie chce być obity zielonymi jabłkami przez złośliwą jabłonkę, podziobany przez ziejące ogniem kury czy podrapany do krwi przez wypasionego, ryżego Kota Wiedźmy. Babunia najbardziej lubi mieć święty spokój. Wygrzewa wtedy swoje stare kości przy ogniu, zajada rydze i czyta stare księgi. Intruzów nie lubi, ale jeżeli już ktoś przyjdzie i będzie ryczał, prosił i skamlał, wtedy weźmie się do roboty. Największą uciechę ma zaś wtedy, gdy obserwuje tego czy owego delikwenta, czekającego na spełnienie się życzenia, na którym mu zależy. Bo Babunia spełnia życzenia, warzy eliksiry, sprzedaje plebanowi czopki na jego przypadłości. Zna jednak tę starą prawdę, że życzenie, zanim się wypowie należy dokładnie przemyśleć, tak by nie obróciło się przeciwko temu kto jest wypowiada. Smutne jest również to, że nawet jeśli życzenie się już spełni, tak jak by się chciało, to często nowe i świeże zyski bywają zwyczajnie niedoceniane. To dlatego Szymek nie osiągnie szczęścia z młynarzówną, Jarosławna nie będzie dobrą księżniczką, a wioskowa ladacznica nie będzie kimś więcej niż jest, bo zwyczajnie jest na to za głupia. O tak, to smutne. Ta głupota i gnuśność smuci i irytuje Babunię, ale wiadomo, że siłą nikomu oleju do głowy nie wleje. Dlatego spełnia życzenia, a potem obserwuje bieg wydarzeń z błyskiem w oku, obiecując sobie, że już nigdy więcej nie będzie się brała za układanie komuś żywota. Babunia Jagódka nie jest zła, ani dobra. Nie da się jednoznacznie tego określić. Nawet kiedy komuś pomaga robi to tak, by i sama na tym miała korzyść. Trzeba jednak przyznać, że nikogo rozmyślnie nie krzywdzi, tak by czerpać z tego sadystyczną przyjemność. Owszem zdarza się jej zamienić kogoś w kozła lub ropuchę, ale to z irytacji. Złych grasantów i szabrowników też potrafi przykładnie ukarać. Babunia Jagódka jest niewiastą rozrywkową, kiedy trzeba. Lubi dobrze zjeść, wypić zdrowo, pohulać na swojej sztachecie, a nawet z mężczyznami się po migdalić, gdy ją najdzie ochota. Oczywiście przy tym ostatnim używa jakże wiele mówiącego zaklęcia: "Piękna i młoda". Dodatkowo w trakcie lektury okaże się, że i pozornie zwykła Wiedźma ma swoje sekrety, ma bolesne wspomnienia i inną, dawną przeszłość.
Mnie najbardziej przypadło do gustu, jako zagorzałej kociarze opowiadanie Kot Wiedźmy, bo wbrew pozorom, kot ten nie jest taki, jakim go każdy widzi.
Zdecydowanie zachęcam do przeczytania Opowieści z Wilżyńskiej Doliny. Obecnie jestem w trakcie lektury drugiej części i zastanawiam się, czy nie sięgnąć po inne książki pani Brzezińskiej. Autorka przekręca na własne kopyto znane już motywy, takie jak historia ubogiego parobka, zaklętej księżniczki, czy zbójców, z których na siłę zrobiono chłopów. Raz po raz czytelnik daje się złapać na myśli, że spodziewał się zupełnie innego rozwiązania, że gdyby akcja poszła utartym szlakiem, zakończyłoby się nudno i sztampowo. Bajka nie zawsze okazuje się być bajką, happy end nie zawsze musi być taki na amen zakończony. W końcu po bajce zawsze przychodzi czas na rzeczywistość, z którą trzeba się zmierzyć, a tej nie każdy umie sprostać. Pani Brzezińska stworzyła naprawdę coś fajnego i cennego, po co warto sięgnąć, by dać się porwać wiejącemu od Żmijowych Gór wiatrowi i z punktu widzenia lecącej w powietrzu sztachety zapoznać się z niezwykłymi historiami Wilżyńskiej społeczności. Polecam serdecznie.
Moja ocena: 10/10