Anioły i angel fantasy? Tak, z pewnością lubię tą odmianę i dosyć często po nią sięgam. Jednak anioły wykreowane przez panią Agnieszkę Wojdowicz są dla mnie czymś całkiem nowym. W dużej mierze odbiegają od kanonu. Poznajmy więc Anioły z Nirgali.
"Serce Suriela" jest pierwszą częścią cyklu "Strażników Nirgali". Nirgalia jest miastem, w którym żyją magiczne istoty takie jak anioły, lesze i zmiennokształtni. W mieście rządzą aniołowie, na której czele jest Wielka Trójka, czyli najstarsi aniołowie z trzech rodów: Lhenów, Nitaelów i Argyllów.Niestety miastu zagraża zakon Hauruki, który pragnie je przejąc w brutalny sposób. Niedaleko Nirgalii, oddzielona rzeką Rondane leży Gadera, w której żyją zwyczajni ludzie - tacy, jak my. Mają komórki, tramwaje, samochody i komputery. Stąd pochodzi Bree Whelan-Mandali, która pragnie odwiedzić anielskie miasto. Udaje jej się to dzięki kryształowi farin. Tam też spotyka młodego angarosa Mikaila Argyllosa, któremu ratuje życie, gdy napada go jeden z Hauruki. W telegraficznym skrócie: okazuje się, że wujkowi Bree wraz z Hauruki udaje się przejąc Nirgalię, a Bree jest semani wywodzącą się z wygnanego rodu Mandali oraz panujących Nitaelów. Wraz z Mikailem postanawia przeciwstawić się wujowi i zakonowi, aby oddać władzę w Nirgali ponownie w ręce aniołów.
Jestem ciekawa ile z powyższego wyjaśnienia fabuły zrozumieliście? Książka jest bardzo chaotyczna, czemu wcale nie pomagają skomplikowane nazwy wymyślone przez autorkę. Widocznie ciężko jest nazwać młodą anielicę, "młodą anielicą", zamiast semani. A młodego anioła, po prostu "młodym aniołem", a nie angarosem (choć po przeczytaniu całej książki dalej nie jestem pewna, czy to oto chodzi, bo w gąszczu dziwnych informacji najwyraźniej mi to uciekło). Przywykłam do tego, że gdy autor tworzy zupełnie nowy świat, w który pojawiają się niestandardowe nazwy i gatunków humanoidalnych to z czystej przyzwoitości zaraz przed wkroczeniem czytelnika do tego świata, bardzo skrupulatnie wyjaśnia wszystko co z nim związane. Tymczasem w "Sercu Suriela" dostajemy jedynie strzępki informacji, a reszty możemy się domyślać. Nie ładnie pani Agnieszko, zwłaszcza, że świat wykreowany miał spory potencjał, a pomysł jest świeży.
Bohaterowie powieści również nie powalili mnie na kolana. Postać nieustannie wpadającej w kłopoty Bree jest przyzwoita i niekiedy nawet sympatyczna, zwłaszcza, że można obserwować jej ciągłą przemianę wewnętrzną. Dojrzewanie nastolatki na na kartkach pierwszego cyklu uznaję za duży i rzadki plus. Niestety nie mogę powiedzieć tego samego o Mikailu, który raczej mnie nudził. Związek między głównymi bohaterami również kompletnie mnie nie poruszył, choć może momentami irytował. Pozytywnymi zaskoczeniami byli dla mnie Colin Mandala i brat Eryk. Co prawda Colin M. niemal nie zaprezentował się sam na łamach książki, a jedynie przez opowieści innych, to przebieg jego krótkiej historii był dla mnie niespodzianką. Kompletnie inaczej wyobrażałam sobie rozwinięcie tego wątku. Z kolei brat Eryk, nim jeszcze stał się dla mnie Erykiem Falco ( Ci, którzy czytali zrozumieją o co mi chodzi) był jedyną postacią wywołującą u mnie pozytywne emocje. Ta wówczas tajemnicza postać momentalnie sprawiła, że zaczęłam mieć nadzieję na nagły porywający zwrot akcji i zmianę uczuć samej Bree. Ponownie się zawiodłam.
Podsumowując "Serce Suriela" jest ciężko w ocenie książką. Z jednej strony wyłapałam mnóstwo minusów, męczyłam się z nią bardzo długo, bo nie umiała mnie wciągnąć w swój świat, a z drugiej drzemie w niej tak niesamowity potencjał! Książka jest jak powiew świeżego powietrza, a pomysłów pani Agnieszki Wojdowicz nie jeden autor może pozazdrościć. Dlatego wystawiam ocenę nie adekwatną do mojej recenzji i z ogromną nadzieję wypatruję drugiego tomu. Może tam błędy znikną, a kreatywność autorki ponownie mnie urzecze.