Nowi sąsiedzi są często obiektem niemałego i stale rosnącego zainteresowania większości okolicznych mieszkańców. Ludzie, kierowani niebywałą ciekawością, niemal natychmiast pragną dowiedzieć się wszystkiego na temat przeszłości, teraźniejszości i przyszłych planów nowo poznanych znajomych. Tak samo było również z Helen Graham, która niespodziewanie zamieszkała w rezydencji Wildfell Hall i tym samym od razu trafiła na języki miejscowych kobiet.
Po wsi chodzą najróżniejsze pogłoski dotyczące tajemniczej, młodej wdowy. Wielu uważa, że pani Graham musi mieć coś na sumieniu, skoro świadomie i dobrowolnie izoluje się od lokalnej społeczności. Jednak w żadne tego typu doniesienia nie wierzy Gilbert Markham - młody ziemianin, który nową sąsiadkę od pierwszego momentu obdarzył niezwykłe silnym uczuciem. Wbrew wszystkiemu walczy on o dobrą opinię i reputację ukochanej. Czy jednak rzeczywiście Helen Graham jest tak niewinna, jak może się wydawać na pierwszy rzut oka? I co najważniejsze, czy naprawdę jest tą osobą, za którą się podaje?
„Lokatorka Wildfell Hall” to powieść nieporównywanie lepsza od debiutanckiej książki Anne Bronte pt. „Agnes Grey”. Przede wszystkim akcja jest żywa, barwna, a bohaterowie nie boją się uzewnętrzniać własnych emocji, z czym czytelnik miał do czynienia w wyżej wspomnianym utworze. Emocjonalność postaci była dla mnie całkowitym zaskoczeniem i niesamowicie miłą odmianą, ponieważ do tej pory byłam przyzwyczajona do tego, że cechą charakterystyczną twórczości sióstr Bronte jest nadzwyczajna uległość, pobożność i podporządkowanie panującym konwenansom występujących w powieści bohaterów.
Powieść angielskiej literatki przedstawiona jest w postaci nietypowych listów głównego bohatera zaadresowanych do jego przyjaciela Halforda. Dlaczego nietypowych? Ponieważ nie znajdziemy tutaj żadnego wstępu, zakończenia czy też innej formy typowej dla listów. Gdyby nie bezpośrednie zwroty do adresata czytelnik mógłby w ogóle się nie zorientować, że owa historia jest jedynie serią wiadomości, wymienianych między dwoma mężczyznami. Nie da się też ukryć, że owa korespondencja jest niebywale długa. Odrobinę ciężko przychodzi mi wyobrażenie sobie ręcznego sporządzania tak rozbudowanych relacji.
Książkę Anny Bronte bez wątpienia możemy również określić mianem „powieści szkatułkowej”, bowiem fabuła utworu składa się z dwóch odrębnych opowiadań, tworzących spójną, logiczną całość. Odbiorca wpierw poznaje historie ziemianina Gilberta Markhama, który później, wszedłszy w posiadanie pamiętnika pani Graham, opisuje czytelnikowi koleje losu tajemniczej wdowy. Co ciekawe, „Lokatorka Wildfell Hall” to pierwsza powieść z gatunku klasyki angielskiej, w którym nie pojawił się ani jeden zwrot „Czytelniku”. Osobiście uważam, że usunięcie owej frazy wyszło tylko książce na plus.
Za kolejny atut książki można uznać krótkie rozdziały, które bezsprzecznie ułatwiają i przyśpieszają lekturę. Ponadto „Lokatorka Wildfell Hall” tak samo jak i inne powieści, opublikowane przez wydawnictwo MG, posiada zachwycającą i estetyczną oprawę graficzną. Odnoszę jednak wrażenie, że postać znajdująca się na okładce jest nieco rozmazana. Nie wiem, czy był to zabieg celowy czy też nie, ale gdyby ten drobny mankament został naprawiony byłabym wręcz w siódmym niebie.
Podsumowując, „Lokatorka Wildfell Hall” to powieść z pewnością godna polecenia, zarówno ze względu na opisaną historię jak i sposób jej przedstawienia. Anne Bronte stworzyła fabułę, która bez wątpienia zapadnie czytelnikowi w pamięć na długi czas.