Czytelnikom, którzy znają Wydawnictwo Pauza nie trzeba przedstawiać szwedzkiej pisarki Therese Bohman, autorki takich książek jak: „Utonęła”, „O zmierzchu”, czy „Ta druga”. Najnowszą pozycją jej autorstwa na naszym rynku jest „Andromeda”. To nie tylko bardzo dobra proza bardzo dobrej pisarki, ale też niesamowita uczta dla ducha, dla tych, którzy kochają książki o książkach. To jest po prostu to, co miśki lubią najbardziej.
Rzecz dzieje się oczywiście w Szwecji, w znanym wydawnictwie, do którego trafia studentka na staż. Nieśmiała, nie odzywa się na zebraniach, bo nie chce się ośmieszyć, nie chce powiedzieć czegoś niestosownego, co by świadczyło o braku doświadczenia i wiedzy. Ale kiedy się już odważyła, to została zauważona przez Gunnara, kierownika literackiego w dziale literatury pięknej. I tak zaczęła się jej przygoda z literaturą wyższych lotów i jednocześnie przyjaźń ze starszym panem, który widzi w niej ogromny potencjał i intuicję, staje się jej mentorem, uczy ją, jak w tej branży wykorzystać swoją wrażliwość i wyczucie dobrej literatury. Wyczula ją na rozpoznawanie miernych rękopisów, które nie rokują. Ale też zwraca uwagę na klasykę, od której on zaczynał swoją fascynację literaturą. Sam stworzył serię o nazwie „Andromeda”, która była dziełem jego życia.
Książka jest podzielona na dwie części; w pierwszej narrację prowadzi ta dziewczyna, a w drugiej – jej mentor. Jest pokazana analogia w ich starcie zawodowym. Oboje spotkali w swoim życiu osobę, która zauważyła ich nieprzeciętność i wprowadziła w świat wydawców.
Niesamowite w tej książce jest to, że jesteśmy wewnątrz wydawnictwa i poznajemy trochę pracę z książką od środka. Widzimy, jak to działa, ponieważ autorka wykorzystała tu swoje doświadczenia jako pisarki z wydawnictwem.
Ale też bardzo ciekawie zostało pokazane prowadzenie ucznia przez mistrza i wprowadzanie adepta w arkana sztuki wydawniczej.
Oprócz tego mamy tu przyjaźń opartą na zrozumieniu potrzeb intelektualnych drugiej strony. Wydaje się, że ich relacja jest czysta, bez podtekstów chociażby seksualnych czy chęci zrobienia kariery przez taką znajomość. Może tak w życiu się nie zdarza, życie jest bardziej interesowne.
Dookoła tej relacji uczeń-mistrz jest dużo zawiści i zazdrości ze strony współpracowników. Niektórzy z nich pamiętają podobną sytuację sprzed lat, gdy Gunnar miał być wykorzystany do nieczystej gry o pozycję w wydawnictwie i gorzko żałował tamtej relacji.
„Andromedę” bardzo polecam, zwłaszcza wielbicielom książek o książkach, ale nie tylko. Dobrze się czyta. Therese Bohman ma dobre pióro. I uznanie dla tłumaczki (tłumaczyła pani Justyna Czechowska).