Książka trafiła do mnie przez przypadek, chociaż jednak troszkę przy moim udziale. Postanowiłam odświeżyć stare dobre czasy, kiedy to z moją szefową wymieniałyśmy się książkami. Niestety od początku tego roku z uwagi na zmiany organizacyjne w pracy „źródełko dostawy książek wyschło”. Jednak jakiś czas temu udało mi się je ponownie uruchomić i w efekcie otrzymałam „Amandine”.
Akcja książki rozpoczyna się od tragicznego wydarzenia w 1916 roku w posiadłości należącej do rodziny Czartoryskich, leżącej niedaleko Krakowa. Hrabia Antoni Czartoryski morduje swoją kochankę, a następnie odbiera sobie życie strzałem w głowę. Pozostawia wdowę, hrabinę Walewską oraz małą dwuletnią córkę o imieniu Andżelika. Historia niejako zatacza koło, kiedy czternaście lat później Andżelika nawiązuje romans z młodym baronem, jak się okazuje bratem kochanki Antoniego Czartoryskiego. Poczęte w wyniku owego romansu dziecko to tytułowa Amandine. Niestety jej los jest już przesądzony w momencie urodzin, bowiem urażona duma hrabiny Walewskiej nie pozwala na uznanie wnuczki, w której żyłach płynie krew „okrytej hańbą rodziny”. Hrabina wszczyna swój plan pozbycia się dziecka, kłamiąc, że zmarło, wywozi je do klasztoru Montpellier we Francji i pozostawia pod opieką guwernantki Solange. Dziewczynka dorasta w surowej atmosferze, zmagając się dodatkowo z niechęcią otoczenia. Kiedy przybierają one zbyt niebezpieczne rozmiary, troskliwa Solange mimo wybuchu wojny, postanawia wywieźć Amandine do swojej rodzinnej posiadłości na północy Francji. Planowana krótka podróż zamienia się w długotrwałą przeprawę przez okupowany kraj. Główny trzon powieści stanowią dzieje Amandine, jednak rodzina Czartoryskich nie znika zupełnie z kart książki. Losy hrabiny i jej córki poznajemy z perspektywy wydarzeń toczących się w Polsce, w szczególności mających miejsce w Krakowie.
Pani Marlena de Blasi przedstawia nam dość nietypowy sposób narracji, sama jest głównym narratorem, jednak bardzo często snuje opowieść z punktu widzenia bohaterów powieści. Taki zabieg wprowadza lekki chaos i wymaga dużego skupienia podczas czytania. W przeważającej części jej treść stanowią opisy zdarzeń i przemyśleń postaci, pojawiające się dialogi są stosunkowo krótkie, pisane niedokończonymi zdaniami.
Opinia z okładki książki: „Porywająca powieść, pełna malowniczych szczegółów obyczajowych i historycznych…Zaskakujący finał!”
Celowo cytuję treść opisu, bowiem przyglądam mu się raz po raz i zastanawiam się, co jest ze mną nie tak, bo nijak nie mogę się z nim zgodzić. Pomysł na fabułę oceniam, jako świetny, bardzo interesująca okładka, mnóstwo pozytywnych opinii czytelników, a jednak… W jednym, tylko w jednym momencie poczułam, że historia mnie wciąga, ale na krótko (po dwóch stronach skończyło się), prawdę mówiąc, wielokrotnie czułam się zniechęcona i znudzona, zatem powieść mnie nie porwała. Z malowniczych szczegółów obyczajowych pamiętam tylko, faktycznie drobiazgowe opisy sztuki kulinarnej, które w mojej ocenie są zbyt rozbudowane w zestawieniu z pozostałymi relacjami. Odnosząc się natomiast do poruszonego wątku historycznego to nie polecam lektury, jeżeli ktoś chciałby dowiedzieć się czegoś więcej w tej materii. Przeciwnie musi mieć już pewną wiedzę w tym zakresie, aby nie wyciągnąć błędnych wniosków. Rozumiem, że „zawierucha wojenna” miała stanowić jedynie tło głównego wątku, jednak osobiście mam wiele zastrzeżeń do tej tematyki w książce. Wiele ale…, największe jednak przytoczę: nieświadomy obrazu wojny w Europie czytelnik, może odnieść wrażenie, że w Polsce okupanci byli wyłącznie dżentelmenami, całującymi damy w dłonie, grającymi z nimi Chopina i oczywiście bez słowa sprzeciwu pozwalali słuchać radia BBC (całym złem okazała się AK, bowiem za jej sprawą doszło do tragedii). Natomiast ci okrutni, siejący grozę i śmierć trafili do Francji. Zdaję sobie sprawę, że to bardzo duże uproszczenie, niemniej nie wiem, czy pokazanie różnego oblicza niemieckiego okupanta było celowym zamysłem autorki, czy też wydarzenia z Krakowa były stworzone jedynie na potrzeby książki. No cóż, ci, którzy mnie znają zrozumieją moje obiekcje wynikające z takiego zestawienia. No i finał, zaskakujący? Oczywiście każdy ocenia splot wydarzeń według własnych odczuć i zapewne na ich podstawie przewiduje zakończenie, mnie zaskoczyłoby inne.
Niestety sposób narracji i styl pisania autorki również nie przypadł mi do gustu. Nie chcę jednak nikogo zrażać do zapoznania się z lekturą. Moja opinia jest tylko i wyłącznie subiektywną oceną. Może miałam zbyt wygórowane oczekiwania wobec tej książki, albo przypadek, o którym pisałam na wstępie zdarzył się w nieodpowiednim dla mnie momencie?