Jedną z bardziej wyczekiwanych przeze mnie kwietniowych premier tego roku był „Goliat” pióra Scotta Westerfelda. Zwieńczenie alternatywnej historii pierwszej wojny światowej. Pomiędzy „Behemotem”, a jego kontynuacją, udało mi się zapoznać z serią „Brzydcy”; „Śliczni”; „Wyjątkowi”. Trylogii, której autorem jest ten sam pisarz. Muszę z wielką satysfakcją przyznać, że antyutopijna seria w ogóle nie umywa się do tej steampunkowej. Co więc miałam zrobić? Przyszło mi po prostu cierpliwie czekać…
Tak samo jak w poprzednich tomach i w tym, przyjdzie czytelnikowi powrócić na pokład Lewiatana. Alek wraz z Dylanem mają wiele do zrobienia, ale także do wyjaśnienia. Od uprzednio przedstawionych wydarzeń, powstała pomiędzy nimi ogromna więź, której grozi rozerwanie, jeśli tylko bohaterowie nie będą w stanie szczerze porozmawiać. Autor wprowadza także Nikolę Teslę – postać, która będzie miała niebagatelną rolę do odegrania. Alek pędzony pomysłem zakończenia wojny nie powstrzyma się przed niczym. Czy odnajdzie się rzecz, lub może osobę, która zdoła odwieść go od tego śmiercionośnego planu?
Scott Westerfeld to amerykański pisarz fantasy i science-fiction. Urodzony w Teksasie, dzieciństwo spędził na ciągłych przeprowadzkach ze względu na pracę swojego ojca – programisty. Zanim stał się Autorem poczytnych książek dla młodzieży i dorosłych, pracował między innymi w fabryce ołowianych żołnierzyków, był redaktorem podręczników, nauczycielem i informatykiem. Po przeprowadzce do Nowego Jorku zajął się komponowaniem utworów dla tamtejszych teatrów muzycznych. Stało się to jego wielką pasją. Teraz, jak sam twierdzi, nie potrafi bez tego żyć.
„Goliat” bez wątpliwości jest miejscami bardzo przewidywalny, jednakże nie oznacza to, że nie wywiera gwałtownych emocji. Pisarz wytrwale dąży do końca historii, przedstawiając czytelnikowi rozwiązania poniektórych spraw. Splata wątki poboczne z głównym, tym samym troszkę upraszczając końcówkę. Zakończenie historii było całkiem łatwe do odgadnięcia już przy „Lewiatanie”. Pan Scott jednakże dodał w książce kilku bohaterów drugoplanowych, tworząc nowe, całkiem interesujące i przede wszystkim nieprzewidywalne historie. Dzięki nim nie mogłam się powstrzymać, aby nie przeczytać jeszcze „tylko jednego rozdziału”. Nie było to nowe uczucie, jednakże cały czas bardzo przyjemne.
Tak samo jak przy tomach poprzednich i tutaj znajdziemy w powieści wiele wyśmienitych ilustracji, które tylko wzbogacają wyobrażany świat o nowe szczegóły. Dzięki nim także wzrasta szybkość czytania. Sama nie zauważyłam, a już po chwili byłam w połowie książki. Chociaż „Goliat” posiada ponad czterysta stron żałuję, że moja przygoda na pokładzie Lewiatana nie była dłuższa. Z chęcią jeszcze raz przeczytałabym całą serię, ale nie po to, aby przypomnieć sobie fabułę. Wolałabym jeszcze raz, na świeżo posmakować znakomicie wykreowanego, przez pana Westerfelda, świata. Niestety takie czyny nie leżą w moich możliwościach.
Po zakończeniu przygody z „Goliatem” jestem całkowicie pewna, że gdy tylko autor napisze nową powieść, będę jedną z pierwszych osób, która po nią sięgnie. Na pewno się postaram, zobaczymy jak wyjdzie ;-) Pisarz bowiem ma bardzo lekkie pióro. Z przyjemnością zapoznawałam się ze wszystkimi zabawnymi dialogami i nieciągnącymi się opisami. Autor pisze bardzo przystępnie. Ma tendencję do uplastyczniania przedstawianego obrazu. Nigdy nie miałam problemu z wyobrażeniem sobie różnorakich maszyn czy też zwierząt.
Seria „Lewiatana” przypadnie do gustu nie tylko chłopcom i nastolatkom. Jest to całkiem wartościowa literatura dla czytelników płci pięknej oraz czytelników starszych. Każdy znajdzie tutaj coś dla siebie. Sądzę, że czytelnik będzie mógł polubić chociażby jednego bohatera, z którym będzie w stanie później się utożsamiać. Moja przygoda z darwinistami i chrzęstami już się skończyła. A Wasza? Kto wie, może gdy tylko dacie sobie szansę… dopiero się zacznie.
Ocena: 7/10