Rewelacja! To jest ten typ kryminałów, który najbardziej lubię. Nie dla zaskakującego zakończenia wcale. Nie dla niesztampowych rozwiązań i nie dla zaskakujących wydarzeń. Chociaż zaskoczyło mnie w tej książce to i owo, to jednak cenię ją za coś innego.
Powieść jest obrazkiem ukazującym Nowy Jork w 1896 roku. Tak, to można wyczytać w blurbie. Ale pokazuje ten brudny Nowy Jork - z walącymi się czynszówkami dla najbiedniejszych imigrantów, gdzie w ciemnym korytarzu można niechcący nadepnąć na śpiące na podłodze niemowlę zapomniane przez wszystkich.
To Nowy Jork, o jakim nie przeczytanie u Edith Wharton - ta książka jest o napływających nowych mieszkańcach, którymi gardzą ci, którzy mieli szczęście i przybyli do Nowego Świata wcześniej. I tylko dlatego uważają się za lepszych. I z tego też powodu postanawiają nie dopuścić do wiadomości publicznej informacji o gorszącym procederze - prostytucji dzieci.
W powieści tej został pokazany proces narodzin profesji, o której dziś wszyscy wiedzą i uznają ją za coś oczywistego - policyjny psychopatolog, ktoś, kto naswietla rys psychologiczny przestępcy, domniemanego sprawcy zbrodni i na podstawie jego pracy reszta policjantów szuka i łapie zbrodniarza. Jest to początek czegoś, czego dziś nikt nie kwestionuje - że w dzieciństwie kształtuje się osobowość czlowieka i to rodzice mogą wyrządzić największą krzywdę małemu dziecku.
W tamtych czasach nikt nie chciał zaglądać do domów. Rodzina byla uświęconą prawem i religią instytucją i jeśli ojciec albo matka bili swoje dziecko, to nikt nie mówił, że to źle. Mogli nawet zakatować malucha - nikt im złego słowa nie powiedział, wszystko było schowane, przyklepane. Dlatego tytułowy Alienista, dr Laszlo Kreizler, miał tylu przeciwników i swoje śledztwo musiał prowadzić w tajemnicy. Bo podejrzewał, że sprawca morderstw jest takim własnie skrzywdzonym przez rodzinę dzieckiem.
Nie chcę tu zdradzać zbyt wielu szczegółów - powiem krótko - powieść jest świetna. Uwielbiam patrzeć na proces tworzenia się czegoś, co dziś wszyscy znają i akceptują. Lubię obserwować, jak wielki krok zrobiło nasze społeczeństwo. Co oczywiście nie znaczy, że jeszcze dziś nie ma tyranów domowych i katów własnych dzieci. Są. Ale to oni muszą się wstydliwie ukrywać i na pewno zostaną potępieni przez ogół, jeśli tylko rodzina nie zechce ukrywać zachowania takiego bijącego własne dzieci niezrównoważonego psychicznie dręczyciela.
Polecam książkę tym, którzy oprócz kryminału lubią poczytać o procesach myślowych, lubią poobserwować rodzenie się dzisiejszej świadomości społecznej.