Wyobraźcie sobie, że uwielbiacie chodzić na siłownie. Poznajecie przystojnego chłopaka, który już na dzień dobry zabrania Wam ćwiczyć, bo macie spędzić z nim czas i koniec! A wy? No właśnie, co byście zrobiły? Albo sytuacja, gdy jesteście na diecie i czegoś np. nie jecie (dajmy na to białego pieczywa), a wasz NOWO poznany mężczyzna, ma o to pretensje? Czujecie się smutne, że się zdenerwował i jecie to co Wam każe? Czy może twardo trzymacie się swoich racji?
„Walcz o mnie”, od samego początku, wywoływała u mnie napady śmiechu, łamane przez ciągłe przewracanie oczami, a nawet, czasami bałam się, że z niedowierzania wypadną mi gałki oczne! Tak okropnego głównego bohatera to już dawno nie miałam w książce. W większości przypadków, to właśnie żeńskie postacie wyprowadzają mnie z równowagi. Ale tutaj….Alex powinien już dawno siedzieć w jakimś zakładzie zamkniętym bez okien. Rozumiem, że autorka chciała stworzyć zaborczego mężczyznę, który wie czego chce, jest władczy, męski i w ogóle ma się za pana i władcę, ale coś tu poszło zdecydowanie nie tak. To co miało być męskie, zakrawało na totalne buractwo. Ja się momentami zastanawiałam, czy postać Alexa, nie okaże się później pacjentem zakładu psychiatrycznego! Bo nie dość, że czasami przemawiał przez niego obrażający się nastolatek, to wszystko miało być tak jak on chce, bo jak nie, to on pokazywał na co go stać. Zdarzały się też momenty, że płakał, więc stabilny emocjonalnie to on na pewno nie był. Nie spodobało mu się, że ktoś flirtuje z jego kobietą, a ona się uśmiechała? – od razu została wywieziona do lasu, spuścił jej lanie, a potem „pokazał jej do kogo należy”…. A co na to nasza główna bohaterka Emily? No w sumie nic, nawet jej się podobało, gdy „zaznaczał swoje terytorium”. Pisze te zdania w cudzysłowach, bo nawet nie wiecie jak niecenzuralne słowa cisną mi się na palce, jak tylko sobie przypomnę niektóre wydarzenia z tej książki. Emily miała być taka nieufna, miała traumę z dzieciństwa, obsesyjnie dbała o swoją wagę ( co przypominane jest co jakiś czas – tak żebyśmy o tym nie zapomnieli ), a summa summarum robiła wszystko co chciał Alex….nawet jak ona sama nie chciała, to i tak po czasie zmieniała myślenie.
Sama fabuła nie jest zbytnio ambitna, wręcz mogę powiedzieć, że niczym mnie nie zaskoczyła. Ale szczerze, jak już na początku ta książka mnie tak od siebie odepchnęła, to choćby nie wiadomo co później się działo, niesmak pozostał i mojego zdania raczej nic już nie mogło zmienić. Chociaż w sumie tutaj nic zachwycającego nie znalazłam. Nawet sceny seksu, które trwały max 6 zdań, były mechaniczne, suche, bez polotu, a na jakiekolwiek emocje to już na pewno nie macie co liczyć.
Podchodziłam z ogromnym dystansem do tej książki i trochę się jej obawiałam, widząc oceny na lc i czytając niektóre recenzje. Myślałam, że może nie będzie tak źle… ale niestety, jestem ogromnie rozczarowana i sfrustrowana po przeczytaniu tego debiutu. I choć na te pierwsze książki często patrzy się bardziej „przychylnym” okiem, tak w tym przypadku niestety nie polecam.