Trwa II wojna światowa. Do szpitala psychiatrycznego w Płonnej trafiają dwie młode kobiety. Pola cierpi na depresję poporodową, natomiast Bronka zmaga się ze schizofrenią. Pomiędzy kobietami zawiązuje się nić przyjaźni. Zostały – jak zresztą wszystkie osoby w tym szpitalu – pozostawione same sobie, porzucone przez najbliższych, najłatwiej jest się pozbyć chorego z domu i nie mieć kłopotów. Za murami tego przerażającego szpitala bohaterki próbują odnaleźć namiastkę ciszy i spokoju, tak bardzo chciałyby być zrozumiane przez innych.
Jednak wojna trwa w najlepsze i szpital przechodzi we władanie Niemców. Pojawia się nowy personel szpitalny, nowy niemiecki dyrektor dr Kuntz, który zaprowadza w szpitalu nowe porządki, wprowadza swoje zasady, przeprowadza na pacjentach niebezpieczne eksperymenty medyczne, a właściwie realizuje narzucone mu przez władze niemieckie zadania. Jak można się domyślać, nie oznacza to nic dobrego dla pacjentów. Wręcz przeciwnie, zaczyna wszystkiego brakować - brak opału, żywność się kończy, pacjenci nie otrzymują leków. Wśród pacjentów narasta frustracja i niepokój, obawiają się, co będzie z nimi dalej. A jakie zadanie postawiono przed dyrektorem? Czy ma on wyleczyć polskich pacjentów czy być może się ich pozbyć?
„- A osobami ciężko chorymi, niepracującymi, wkrótce się zajmiemy, panie kolego. Rozwiążemy sprawę ich użyteczności, niech się pan nie martwi. Proszę o chwilę cierpliwości”.
Dyrektor ukrywa przed polskim personelem swoje zamiary. Zapewnia natomiast na każdym kroku, że chce, aby podopieczni wyzdrowieli, dlatego będą przewożenie do lepszych niemieckich szpitali. A tak naprawdę realizuje zadania w ramach tzw. akcji T4 - to nazwa programu realizowanego w III Rzeszy w latach 1939–1944 polegającego na fizycznej „eliminacji życia niewartego życia”. W ramach akcji mordowano chorych na schizofrenię, niektóre postacie padaczki, otępienie, pląsawicę, stany po zapaleniu mózgowia, osoby niepoczytalne, chorych przebywających w zakładach opiekuńczych ponad 5 lat oraz ludzi z niektórymi wrodzonymi zaburzeniami rozwojowymi. Liczba zamordowanych w czasie trwania tej akcji jest trudna do oszacowania ze względu na jej półoficjalny charakter, a w późniejszym okresie jej utajnienie.
„ - To są działania prowadzone w całej Rzeszy – zaczął dyrektor. - I w całej Rzeszy są skuteczne.
Jakie działania?
(…) - Akcja T4.
Meinhof zmarszczył brwi.
Eutanazja … niepełnowartościowych istnień. - Zatrzymał się na chwilę. - Podjęto takie działania, bo tym ludziom się już nie pomoże. Nie wyleczy się ich. Nie ma na to pieniędzy, możliwości. I nie ma sensu. Lepiej uwolnić od nich zdrowe społeczeństwo. Uwolnić ich samych. Od cierpienia i bezmyślnej egzystencji. To akt łaski. Chyba doktor się ze mną zgodzi?
Ulrich nic nie powiedział. Czekał na dalsze wyjaśnienia.
Zresztą szkoda na nich pieniędzy. I … trudu – podsumował Kuntz”.
Jeżeli ktoś troszeczkę zna historię II wojny światowej, to zapewne się domyśla, że zamiary Niemców były podłe. Ale warto sięgnąć po tę powieść, aby dowiedzieć się, co tak naprawdę działo się za murami tego szpitala, jakie panowały tam emocje i zasady, jak traktowano chorych.
„- Nie boi się pan śmierci pacjenta?
(…) - Nie, nie boję się – odparł, patrząc swemu współpracownikowi prosto w twarz. - Niech pan na nich popatrzy. Przyglądał się pan im kiedyś? Ale tak szczerze? Po co ich leczyć? Po co ich tu trzymać? Czy to są jeszcze ludzie? Przyjrzał się im pan? Czy to są jeszcze ludzie, doktorze?
(…) - Tak że, doktorze, proszę, nie żyj złudzeniami, nie bądź a ...a ...altruistą czy kimś tam ...”.
Izabela Bucka w swojej powieści poruszyła bardzo trudny i zapomniany temat. Ta akcja władz niemieckich, zmierzającą do utrzymania „czystości” rasy niemieckiej, jest okryta milczeniem. Niewiele uwagi się poświęca barbarzyństwu władz niemieckich na chorych psychicznie, temat zamiata się pod dywan. A tak nie można. Trzeba krzyczeć głośno, piętnować to ogromne i przenikliwe zło, mordowanie chorych i niewinnych ludzi. Niech świat się dowie, jakie zbrodnie popełniano na Polakach, ale też nich świat pamięta o tych cierpiących i mordowanych ludziach.
„Ale mnie strzeż od wszelkiego złego” wciąga od samego początku, ale też i elektryzuje. Napięcie pojawia się natychmiast i ogarnia całe ciało do końca lektury. Tej powieści nie da się przeczytać na jednym oddechu, ją czyta się powoli i ze zrozumieniem, gdyż temat jest trudny i godny uwagi, wymaga głębszych refleksji i przemyśleń. Często sieje spustoszenie w naszych umysłach, tak naprawdę czytamy o czymś niewyobrażalnym, nie do ogarnięcia ludzkim umysłem. Z tym się nie można pogodzić. Książka ta zostaje w nas na zawsze, pozostawia na trwałe po sobie ślad, ale też zmusza do pamięci o tych niewinnych ofiarach.
Powieść tchnie tajemniczością i grozą. Przez całą lekturę odczuwałam emocje i napięcie, które są trudne do opisania, tak trudno się tymi przeżyciami dzielić z innymi. To trzeba przeżyć samemu.
Szczerze polecam tę powieść. Pozwala zatrzymać się na chwilę, przemyśleć kwestie istnienia i trwania, dziękować za to, że przyszło nam żyć w innych, pokojowych czasach.