Wiele osób pragnie odrobiny spokoju w świecie, gdzie nieustannie pędzimy, wspinamy się na wyżyny naszych możliwości. Dlatego z ciekawością przyglądamy się wszelkim sposobom, które mogą doprowadzić do chwili wytchnienia. Wytchnienia, gdy już opadają nam ramiona…
Alan Wilson Watts to postać nietuzinkowa, która nadal inspiruje i wzbudza kontrowersje. Urodzony ponad sto lat temu w Anglii, swoje życie związał z filozofią Wschodu. Już jako dziecko zainteresował się tą tematyką, gdy podczas gorączki doznał wizji, bodźcem okazało się malarstwo. Były to pejzaże podarowane jego matce przez anglikańskich misjonarzy powracających z Chin. Z wiekiem fascynacja Wattsa pogłębiła się, odszedł od chrześcijaństwa i skupił na buddyzmie. Jeszcze w ojczyźnie spotkał kilku cenionych znawców buddyzmu, lecz dopiero po przeprowadzce do Stanów Zjednoczonych rozwinięcie jego pasji nabrało tempa. W latach pięćdziesiątych opublikował jedną ze swoich najbardziej popularnych książek, zatytułowaną „Droga Zen”. To za jej pomocą przedstawił ludziom z Zachodu koncepcje filozofii i historii mające źródło w Indiach oraz Chinach. Pozycja stała się bestsellerem, zwłaszcza wśród młodzieży. Doczekała się wielu wznowień, intryguje, a receptą na sukces jest przejrzystość, zrozumiały język. To ciekawe spojrzenie nie tylko od strony mistycznej, ale też zwyczajnie ludzkiej. Autor poruszył sporo tematów, które nie tracą na aktualności, pomimo upływu lat. Watts miał nadzieję, że dzięki swoim książkom ulepszy nieco świat, tworząc go trochę prostszym w pojmowaniu, poprzez niestarzejące się nauki.
Należę do tej grupy osób, które nieustannie analizują każde zachowanie: swoje, innego człowieka, natury. Skaczę po różnych religiach, systemach filozoficznych, poszukując odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. Chciałabym poznać je wszystkie, choć zdaję sobie sprawę z niemożliwości wykonania tego celu. Mimo przeszkód, warto próbować, bo stwierdzam, że to ważna droga, choćby miała pomóc w minimalnym stopniu. Za kolejny kamień milowy wybrałam książkę autorstwa Alana Wattsa. O dziwo, pierwszy raz świadomie natknęłam się na jego nazwisko teraz, przy okazji czytania „Drogi zen”. Dość zaskakujące, muszę przyznać, na domiar złego myślałam, iż to jeden ze współczesnych pisarzy, ukierunkowanych na słynne „coachowskie” mądrości. Miła niespodzianka. Egzemplarz chwilę u mnie poleżał, gdyż uznałam, że potrzebuję specyficznego nastroju, aby móc dostatecznie pojąć wszelkie niuanse. Dobra decyzja, podczas lektury musimy oczyścić umysł, odprężyć się, skupić wyłącznie na sobie oraz książce.
Watts bardzo dużo miejsca poświęca samej historii zen, korzeniach, krajach pochodzenia. Niezwykle frapujące i cieszę się, że o tym nie zapomniano. Przyznaję, w mnóstwie kwestii nadal jestem laikiem, dlatego dobrze, gdy mogę zostać poprowadzona odpowiednim torem. Myślę, iż sporo osób to doceni, bo nie ma nic gorszego od pozycji, która zupełnie nie przemawia. Słowa wstępu są ważne. Z wielkim zainteresowaniem czytałam o aspektach wpływających na rozwój zen, na przestrzeni wieków. Chyba właśnie ta książka uświadomiła mi złożoność systemów filozoficznych. A to dopiero początek, gdyż sądzę, iż po Wattsie wielu sięgnie po kolejne publikacje dotyczące tematyki.
Całość napisano w przystępny sposób. Każdy zawiły termin został dokładnie wyjaśniony, dzięki czemu nie musimy odrywać się od książki i biec po następną, a konkretniej — po słownik. Myślę, że „Droga Zen” jest świetnym rozpoczęciem przygody z tym nurtem buddyzmu, podbijającym świat. Pragnę zauważyć, że publikacja Wattsa była istnym bestsellerem już kilkadziesiąt lat temu, gdy ruchy hippisowskie rosły w siłę. Mimo upływu czasu, nie utraciła blasku. Ciągle poszukujemy metod na uspokojenie umysłu, pewne rzeczy się nie zmieniają. Stąd fenomen Wattsa.
Wiem, że wielu znawców zen krytykowało Alana pisarza. Lista zarzutów jest dość długa, zaczynając od zbyt amerykańskiego podejścia. Nie będę się wypowiadać w bardziej złożonych kwestiach, gdyż moja wiedza pozostawia sporo do życzenia, nadal się uczę. Ale mogę uznać, iż mamy do czynienia z pozycją, która w ciekawej formie zachęca do dalszego szperania. A co najważniejsze, bez próby indoktrynacji. Widzimy historię, narzędzia do pracowania nad własną duchowością. Wnioski wyciągamy samodzielnie, po prostu zostaje pokazany nam kierunek, czasem wskazówki. Warto wspomnieć o fragmentach poświęconych zen w roli inspiracji dla artystów, zwłaszcza japońskich. Świetne zagadnienie, godne uwagi. Za sam ten zabieg, nie umiem dostrzec w Wattsie wielu wad.
„Droga zen” to publikacja niewątpliwie wszechstronna, poruszająca istotne dla człowieka sprawy. Skłania do refleksji nad naszym miejscem na świecie, nad sensem konkretnych działań — lub ich braku. Lektura idealna na zbliżającą się jesień, gdy naturalnym rytmem zaczynamy się wyciszać, nachodzi nas ochota na kartki wypełnione ważnymi słowami, bez zbędnej pompatyczności. Nie dziwię się, że twórczość Wattsa wywołała niegdyś taką furorę!