Losy bohaterów Akademii Wampirów są bliskie mojemu sercu już od pierwszego tomu. Już wtedy głośno dopingowałam Rose i innym, by pewnego pięknego dnia rozprawili się raz na zawsze z prześladującymi morojów strzygami.
W Akademii nadszedł czas, w którym dampiry najstarszego roku rozpoczęły sześciotygodniowe zajęcia polowe. Miały one na celu sprawdzenie umiejętności jakie posiedli kandydaci na strażników podczas swojej nauki w szkole. W tym calu zostali im przydzieleni moroje, których od tej pory mieli nie odstępować nawet na krok przez dwadzieścia cztery godziny na dobę, sześć dni w tygodniu. Wampiry uczestniczyły w tym czasie w swoich zajęciach, natomiast nauczyciele i instruktorzy pozowali ataki na podopiecznych dampirów.
Po śmierci Masona na nieszczęście Rose przyjaciel zaczął jej się objawiać w postaci smutnego i nie wyraźnego ducha. Dziewczyna mimo swojego niepokoju postanowiła utrzymać ten fakt w sekrecie. Obawiała się tego, że opiekunowie mogliby uznać ją za wariatkę, więc wolała milczeć. Dużym ciosem dla Panny Hathaway było również przydzielenie jej do ćwiczeń polowych Christiana. Nie miała do chłopaka większych zastrzeżeń, jednak myślała, że skoro po ukończeniu szkoły miała zostać oficjalną strażniczką Lissy to zostanie jej ona przypisana także do ćwiczeń. Na domiar złego okazuje się, że w najbliższym czasie na dworze królowej odbędzie się proces Wiktora Daszkowa. Człowieka, który w niedalekiej przeszłości przetrzymywał księżniczkę i przy pomocy tortur zmuszał ją do uzdrawiania swojej osoby. Dzięki wstawiennictwu Adriana przyjaciółkom udaje się uczestniczyć w rozprawie, od której może zależeć całe ich dalsze życie. W końcu mężczyzna jako jedyny zna prawdę dotyczącą prawdziwych relacji Rose i jej mentora. Czy w towarzystwie królowej wysoko urodzony moroj wykorzysta swoją wiedzę, by pogrążyć dwójkę zakochanych w sobie dampirów? A jeśli tak, to czy zostaną oni pociągnięci do odpowiedzialni i zostaną w związku z tym rozdzieleni?
"Pocałunek cienia" jest książką, która trzyma w napięciu już od pierwszych stron. To zadziwiające, jak łatwo przyszło mi się wczuć w rolę głównej bohaterki. Po raz kolejny obserwowałam więź łączącą ją z Wasylisą i nie mogłam nadziwić się temu, do czego też zdolni są przyjaciele by tylko uchronić przed złem najbliższe swojemu sercu osoby...
Jeszcz do tej pory nie mogę pozbierać się po przeczytaniu tej lektury. Niesamowite jest, jak z biegiem trwania książki obserwujemy zmiany zachodzące w Rosemarie. Z impulsywnej nastolatki przeistacza się z dorosłą kobietę, dla której najważniejsze jest dobro innych. Duże wrażenie zrobiły na mnie momenty, w których dampirka przejmowała od Lissy złą energię związaną z jej darem ducha. Mimo, że doskonale znała konsekwencję takiego postępowania - nie cofnęła się przed niczym. Dziewczyna obawiała się, iż podobnie, jak strażniczka świętego Władymira - Anna pewnego dnia oszaleje i zginie śmiercią samobójczą, jednak nie poddawała się. Zdawała sobie sprawę, że jedynym wyjściem z sytuacji jest zaprzestanie przez Lissę praktyk, jednak nie chciała odbierać przyjaciółce przyjemności związanych z odzyskaniem mocy.
Rose jest już osobą, od której możemy nauczyć się bardzo wiele. Także miłość jaką darzą się wraz z Dymitrem przyprawia czytelników o przyjemne dreszcze, a nawet lekką zazdrość. Niezwykłym doświadczeniem jest obserwowanie tej dwójki oraz kwitnącego w nich uczucia. Mentor jest dla swojej uczennicy kimś więcej, niż tylko nauczycielem. Jest dla niej kimś na wzór idola. Wie, że może liczyć na Bielikowa o każdej porze dnia i nocy. Ich miłość - w dosłownym tego słowa znaczeniu - kojarzy mi się z tą, którą darzyli siebie Romeo i Julia.
Podczas czytania lektury wzruszyłam się nie raz, ani nie dwa. Być może fabuła książki wydaje się trywialna i naciągana, jednak talent Richelle Mead - autorki Melancholii Sukuba - sprawił, że przez długie chwile miałam okazję zagłębić się w magicznym świecie uczniów Akademii Wampirów. Nie żałuje tego ani trochę!
Nasza Księgarnia, wrzesień 2010
ISBN: 978-83-10-11738-0
Liczba stron: 432
Moja ocena: 10/10