Recenzja na:
http://gabrysiekrecenzuje.blogspot.com/2015/06/recenzja-ksiazki-12-akademia-wampirow.htmlCzy czasem czuliście się jak mała myszka, otoczona przez gromadę wygłodniałych, drapieżnych kotów, łaknących zabawy, by na końcu przypieczętować wasz los śmiercią? Była wtedy osoba, która za wszelką cenę chciała was zniszczyć, choć wy tak naprawdę nie wiedzieliście dlaczego? A może odnalazła się i taka, która pragnęła wam pomóc, lecz jej nie do końca ufaliście?
Rose Hathaway i Lissa Dragomir tak miały. Kiedyś uciekły z elitarnej Akademii wampirów, lecz po powrocie nie mogły liczyć już na ciepłe przyjęcie. Musiały zmierzyć się z docinkami, żartami, nową rzeczywistością i osobami aktualnie "panującymi" w Akademii. Rose była silna i nie przejmowała się tym wszystkim. Lissa natomiast odbierała wszystko bardzo boleśnie. Nie potrafiła się komuś przeciwstawić i mogła polegać tylko na przyjaciółce. Dodatkowo zaczęły dziać się dziwne rzeczy, które zaczęły zagrażać życiu Lissy.
Uczniowie Akademii dzielili się na dwie klasy społeczne - dampirów i morojów. Dampiry uczyły się walczyć, by w przyszłości móc pracować jako ochroniarze jakiegoś ważnego moroja. Rose była dampirem, a szkoliła się na przyszłą strażniczkę jej najlepszej przyjaciółki - Wasylisy Dragomir, która należała do rodziny królewskiej i była przyszłą następczynią tronu. Lissa natomiast uczyła się panowania nad jednym z czterech żywiołów, który miał być jej specjalizacją. Splot wydarzeń sprawił, że księżniczka nie wybrała jeszcze specjalizacji, a jej wybór to nie była taka prosta sprawa.
Książka ta nie opowiada tylko o wampirach. Mówi o odwadze, o problemach, o zemście i wrogości, o poświęceniu, ale przede wszystkim mówi o przyjaźni. Lissa nie uważała siebie za kogoś ważniejszego czy lepszego od Rose. Nie zwracała uwagi na to, że pochodzi z niższej klasy społecznej. Lubiła Rose, bo ona zawsze była przy niej. Była inna niż te wszystkie wampirzyce z Akademii. Stanowiła tarczę Lissy, pomagała jej w trudnych chwilach, pocieszała ją i jej doradzała. Obydwie dziewczyny były złączone ze sobą niezwykłą więzią, przez co Rose odczuwała emocje Lissy i mogła wtargnąć do jej głowy i obserwować świat oczami przyjaciółki.
Świetne były opisy miejsc w tej książce i przez to polubiłam Richelle Mead, bo nie opisywała każdego szczegółu bardzo, bardzo dokładnie, ale pozostawiała nam duże pole manewru, byśmy sami wyobrazili sobie te najdrobniejsze elementy ;) Opisy były krótkie, ale przekazywały dużo informacji. Ciągle wydawało mi się, że każdy kąt Akademii skrywa jakąś tajemnicę, co momentami było trochę przerażające.
Co mogłabym powiedzieć o postaciach? Rose często działała pod wpływem emocji. Potrafiła nieźle kogoś nastraszyć, lecz jej akcje ratunkowe były brawurowe. Nie bała się konsekwencji swoich czynów, jeśli tylko od tego mogło zależeć życie Lissy. Jej przyjaciółka była dla niej najważniejsza i Rose zawsze chciała dla niej jak najlepiej, choć czasami zabraniała jej pewnych rzeczy, mimo że wcale nie była jej mamą czy kimś z rodziny. Rose była twarda, bo jeśli ktoś ją wyzywał, ona wcale nie brała tego do siebie.
Brała dodatkowe lekcje walki, a trener Dymitr rener wpadł jej w oko. Jak widać ona jemu też, choć miłości między nimi być nie powinno. Początkowo nie przyznawali się do uczuć, ale doszło do pewnego wydarzenia, które wszystko odmieniło. Ich historia jednak nie zakończyła się happy endem.
Dymitr był moją ulubioną postacią męską. Zawsze był skryty, taki profesjonalny i zdolny. Nieustannie się pilnował i starał nie zwracać uwagi na różne rzeczy. Pomagał Rose, choć to chyba przez uczucie do niej. Był niedostępny, ale to sprawiało, że przyciągał Rose bardziej.
Lissa wydawała się być małą, bezbronną kruszynką, którą cały czas miałam ochotę przytulić. Może to dziwne, ale tak właśnie było. Była bezbronna, a to sprawiało, że jeszcze bardziej jej współczułam. Uwielbiała zwierzęta, a to przejawiało się w książce kilkukrotnie, kiedy znajdywała martwe zwierze. Nie zgrywała jakiejś arystokratki i nie wywyższała się nad innymi, choć była następczynią tronu. Byłą strasznie miła i przyjazna, a los ludzi nie był jej obojętny. Uwielbiam ją :)
Na samym początku myślałam, że ta historia będzie kolejnym "Zmierzchem" z nutką "Wybranych" C.J. Daugherty. Myliłam się. Znów. Pomimo wampirów w tej książce, jest ona bardzo pouczająca, choć po samym tytule możemy tak nie sądzić. Uczy przede wszystkim jak radzić sobie z problemami i mówi, jak ważni są przyjaciele. Nie spodziewałam si tego i jestem mile zaskoczona, bo w filmie nie dało się tego aż tak bardzo odczuć. Książka ta wspomina też o uzależnieniach, choć nie takich typowych jak w naszym świecie. Ten wątek podobał mi się chyba najbardziej ze wszystkich, ale nie chcę zdradzać wam za dużo, więc musicie sami się przekonać, o jakich uzależnieniach mowa ;)
Tą książkę polecam wam bardzo gorąco, bo jest naprawdę świetna, a nie jest to kolejne typowe spojrzenie na wampiry. Zobaczcie sami, a poznacie też wiele intryg z wujkiem Lissy w roli głównej. Co on takiego zrobił, że według mnie zasłużył na śmierć? Przeczytajcie Akademię Wampirów, a znajdziecie odpowiedź.