Akademia Hanover recenzja

Dzisiaj chciałam pogadać o „Akademii Hanover” pióra Maddie Pawłowskiej, którą miałam przyjemność przeczytać dzięki uprzejmości Wydawnictwa Prószyński.

Sophie, a raczej Zosia Kłos mieszka wraz z mamą, w domku dla służby u holenderskiego biznesmena. Dziewczyna kończy liceum z najlepszym wynikiem. Jednak tylko i wyłącznie dzięki pracodawcy swojej mamy otrzymuje stypendium, które pozwala jej na studiowanie na najlepszym Uniwersytecie w Holandii: Akademii Hanover.

Sophie boi się, że od pierwszego dnia będzie miała przypiętą łatkę stypendystki i zostanie odtrącona przez swoich bogatych rówieśników.
Jednak pierwsze dni w Akademii nie są takie złe, a gdy dziewczyna otrzymuje zaproszenie do tajnego bractwa, wydawałoby się, że teraz już nie może pójść źle, ale czy na pewno?

Nie czytam opisów znajdujących się z tyłu książki i byłam święcie przekonana, że „Akademia Hanover” będzie młodzieżową fantastyką. Czy czuję się rozczarowana, że nią nie jest?
Absolutnie nie!
Ta historia zaintrygowała mnie od pierwszych stron. Wyobraźcie sobie wiekowy uniwersytet, tajne stowarzyszenia, które wymagają od kandydatów wypełnienia różnych, czasami moralnie złych zadań, mnóstwo dylematów moralnych, a do tego wszystkiego zagadkowa śmierć jednego z uczniów sprzed lat.
Uwielbiam klimat tej historii! Tutaj odrobina mroku współgra z zwykłym studenckim życiem. Chociaż czy można nazwać zwykłym studenckim życiem studiowanie właśnie na tej uczelni, gdzie luksus wylewa się z każdego zakamarka. Tutaj nie było nic zwyczajnego.
Prócz niesamowitego klimatu polubiłam się z bohaterami. Są wręcz cudownie nieidealni. Takich jest mi najłatwiej polubić.
I wisienka na torcie: przyjaźń, która rodzi się mimo nadciągającego mroku. To było niesamowite, dzięki czemuś złemu może zrodzić się coś pięknego i dobrego.

Jeśli macie ochotę na historię pełną zagadek, tajemnic i niesamowitego klimatu, z cudownymi bohaterami z krwi i kości, ta historia będzie dla Was idealna.
A końcówka sprawi, że na już będziecie chcieli więcej, tak jak ja.