Publikacja „Igły. Polskie agentki, które zmieniły historię”, która ukazała się nakładem Domu Wydawniczego PWN, zwróciła moją uwagę niezwykłą tematyką. Chyba nigdy wcześniej nie czytałam żadnej książki z kategorii literatura faktu, która traktowałaby o kobietach szpiegach. Autorem tomu jest Marek Łuszczyna, młody i zdolny reporter, dziennikarz i radiowiec. Co tu dużo mówić facet ma talent, a jego styl jest dokładnie taki jak lubię. Z niecierpliwością będę wyczekiwać kolejnej książki z jego nazwiskiem na okładce.
One. Agentki. Pracowały dla polskiego, albo brytyjskiego wywiadu. Czasami donosiły Niemcom. Każda z nich była zupełnie inna. Dzieliło je pochodzenie, sytuacja rodzinna i społeczna, wiek i doświadczenie życiowe. Miały rożne motywacje i priorytety. Dla niektórych ojczyzna była najważniejsza, czuły, że to właśnie jest ich powołanie. W przypadku innych zadecydował przypadek, albo ślepa i bezwarunkowa miłość do mężczyzny. Wszystkie miały to samo zadanie – zdobyć informacje i dostarczyć je w odpowiednie miejsce. Były cwane, przebiegłe, bezwzględne, precyzyjne. Ale też kochające, naiwne, delikatne. Dziesięć kobiet, dziesięć reportaży, dziesięć niezwykłych historii. Oto opowieść o nich...
Halina Szwarc była jedną z najcenniejszych agentek AK na terenie Rzeszy. Pracowała pod przykrywką niemieckiej nauczycielki, mieszkała pod jednym dachem z jednym z najważniejszych dygnitarzy niemieckich na Wschodzie. Była tak wiarygodna, że mężczyzna nawet nie podejrzewał, że gości u siebie szpiega. Zaufał jej na tyle, że nie zamykał drzwi gabinetu.
Benita von Falkenhayn, Niemka szwajcarskiego pochodzenia, „zbudowała siatkę szpiegowską oparta na chciwości, uzależnieniu, pysze i nudzie.” Wszystko co robiła, robiła z miłości do rotmistrza Jerzego Sosnowskiego, szpiega polskiego wywiadu, bajeranta, lalusia, babiarza.
Halinę Szymańską można nazwać superszpiegiem. Przez jej ręce przeszły liczne dokumenty z najważniejszymi operacjami wojskowymi drugiej wojny światowej. Pozyskane informacje agentka przekazywała wprost z serca generalnego sztabu Wermachtu.
Hrabina Klementyna Mańkowska, prawdopodobnie jako jedna z pierwszych widziała niemieckie plany zagłady ludzi na masową skalę. Jej niezachwiana wiara w dobro i drugiego człowieka nie pozwoliła jej uwierzyć w ich wiarygodność.
Anna Louise „Lone” Mogensen, robiła znakomite zdjęcia, kochała to. To dzięki jej zasługom informacje przekazywane Brytyjczykom przez polską komórkę wywiadowczą w Danii były tak cenne.
Elżbieta Zawadzka „Zo” była główną organizatorką struktur łącznościowych AK i jedyną kobietą w szeregach cichociemnych, która została zrzucona na teren okupowanej Polski.
Władysława Macieszyna zyskała sobie szacunek samego Józefa Piłsudskiego, który wypowiadał się o niej w samych superlatywach. Przeszkodziła Niemcom w realizacji projektu zniszczenia Londynu z użyciem rakiet V2.
Malwina Gertler oczarowała agentów brytyjskiego kontrwywiadu, którzy nawet w aktach umieszczali informacje o jej emanującej erotyzmem urodzie i zmysłowym uroku. Mówiono, że gdyby chciała, to mogłaby uwieść samego Churchilla.
Maria Sapieżyna, kuzynka księcia Adama Stefana kardynała Sapiehy, spotkała się z papieżem Piusem XII, aby uświadomić mu, że najwyższa pora zareagować, podjąć jakieś decyzje, zabrać głos, bo przecież nie można milczeć w obliczu Zagłady.
Winston Churchill nazywał Krystynę Skarbek swoją ulubioną agentką, a Ian Fleming, brytyjski agent MI6 i pisarz, uczynił z niej swoją muzę. Podobno wszystkie dziewczyny Bonda mają w sobie jakieś cechy Krystyny.
Wszystkie reportaże składają się z mini obrazków, krótkich scenek, w których poznajemy bohaterki. Całość została tak skonstruowana, że stajemy się świadkami kluczowych momentów w życiu agentek, choć tak naprawdę autor nie wchodzi z butami w życie dziewczyn. O ich prywatnych sprawach wiadomo niewiele. Marek Łuszczyna wspomina tylko ich związki, czy sytuację rodzinną. Szanuje intymność swoich bohaterek, nie goni za tanią sensacją. W czasie lektury stajemy się świadkami trudnych wyborów, których musiały dokonywać. Uczestniczymy w największych tajnych operacji szpiegowskich. Bierzemy udział w akcjach, które zmieniły historię i miały wpływ na życie setek tysięcy ludzi.
Momentami losy kobiet przeplatają się za pośrednictwem rożnych ludzi lub miejsc, choć same bohaterki o tym nie wiedzą. Jednym z takich „łączników” jest kat Carl Gröpler. Krótka historia kata, która wyłania się z publikacji, jest jednościanie fascynująca, przerażająca, szokująca, a samo jej zakończenie daje czytelnikowi złośliwą satysfakcję (a dobrze mu tak!), która jest mimowolna, choć może wzbudzać wyrzuty sumienia.
Jak już wspominałam styl pisania autora bardzo mi odpowiada. Marek Łuszczyna posługuje się krótkimi, oszczędnymi w słowa zdaniami, jego reportaże są rzeczowe i konkretne, ale nie suche, bo niosą ze sobą mnóstwo emocji. W przypadku „Igieł” całość podszyta jest smutkiem i u mnie wywołuje poczucie niesprawiedliwości i buntu. Kilkakrotnie musiałam powstrzymywać łzy cisnące się do oczu, chciałam tupać ze złości, krzyczeć… Tylko do kogo?
„Igły. Polskie agentki, które zmieniły historię” to prawdziwa perełka! Świetna warsztatowo, wciągająca i poruszająca. Jestem pod wrażeniem! Bez wątpienia pozycja obowiązkowa dla wszystkich wielbicieli literatury faktu. Polecam!