Książka o hipnotyzerze i uzdrawiaczu, który na początku lat 90. cieszył się w Polsce niebywałą wręcz popularnością, kto nie pamięta jego demonicznych oczu i wypowiadanych z telewizora niskim głosem słów: adin, dwa, tri, czetyrie...? No cóż, młodzi nie pamiętają, ale starsi jak najbardziej. Sława Kaszpirowskiego była tak wielka, że goszczono go z najwyższymi honorami na Jasnej Górze, bo nasz kościół, w przeciwieństwie do cerkwi prawosławnej, bardzo go hołubił.
Pisze Michalik o początkach Kaszpirowskiego, gdy jako młody psychiatra w latach 70. i 80. jeździł z seansami hipnozy po kołchozach i domach kultury na Ukrainie. A potem sławę zdobył poprzez seanse hipnozy medycznej na odległość, oto będąc w Moskwie, hipnotyzował w Tbilisi pacjentki poddawane poważnym operacjom bez narkozy i to działało! Niestety (a może na szczęście?), radzieckie środowisko psychiatryczne go odrzuciło, zresztą polskie także. Na przykład niedawno zmarły prof. Jerzy Aleksandrowicz, psychiatra i znawca hipnozy, tak mówił o seansach Kaszpirowskiego: „Z punktu widzenia sprawności technicznej to był majstersztyk. Ale zarazem [Kaszpirowski] popełniał niewybaczalny błąd – nie wiedział, do kogo kieruje swoje sugestie, kto siedzi po tej drugiej stronie telewizora. A to ogromnie niebezpieczne.” Coś w tym jest...
Z powodu odrzucenia przez oficjalną medycynę, areną działania Kaszpirowskiego stały się stadiony, a nie sale operacyjne. I właśnie na stadionach zaczął zarabiać prawdziwe pieniądze, gdy upadał ZSRR za kilka seansów w Uzbekistanie zapłacono mu 600 tys rubli, jego miesięczna płaca wynosiła wtedy 120 rubli, nic więc dziwnego, że te olbrzymie pieniądze zawróciły mu w głowie, 90% od razu rozdał... W ogóle to z pieniędzmi nie potrafił się obchodzić, a zarabiał miliony.
A potem zaczęła się bajkowa kariera: olbrzymia popularność w Polsce i Rosji: został deputowanym do Dumy, odegrał ważną rolę w negocjacjach z czeczeńskimi terrorystami, Ale to wszystko minęło, obecnie u nas jest zapomniany, a w Rosji zdyskredytowany jako szarlatan, autor spotkał go ostatnio dającego seanse dla radzieckich emigrantów w Izraelu.
Pisze Michalik ciekawie o radzieckiej psychiatrii, która odcięta kompletnie od Zachodu wypracowała własne metody pracy, często szarlatańskie, na przykład do dziś stosowaną metoda Dowżenki leczenia alkoholizmu, której kluczowym elementem był krótki seans, w którym psychiatra: „wrzeszczał na pacjentów, podduszał ich i wciskał im do głowy gałki oczne. Dla wzmocnienia efektu w kulminacyjnym momencie seansu psikał w usta pacjentów substancję niezawierającą alkoholu, ale przypominającą go w smaku.” To ci metoda...
Książka przynosi pewne rozczarowanie, za dużo w niej Michalika, który wymądrza się na sporo tematów, np. historii Rosji, często jego tezy są kontrowersyjne, a źródeł nie podaje. Za mało jest o samym Kaszpirowskim i jego fenomenie w Polsce, bo wtedy na parę lat cały kraj naprawdę oszalał na jego punkcie. Niemniej to interesująca lektura.
Słuchałem audiobooka w świetnej interpretacji Leszka Filipowicza.