„You are my desire” Joanny Wiśniewskiej to książka, wobec której miałam naprawdę wysokie oczekiwania. Piękna okładka i ciekawy opis to coś, co zdecydowanie przyciągnęło moją uwagę. Czy zatem historia Jasmine i Brysona przypadła mi do gustu?
Zacznę od tego, że przeczytanie tej książki w całości uznaję za niebywały sukces, ponieważ już mniej więcej w połowie miałam zamiar ją porzucić. Nie zrobiłam tego, tylko dlatego, że chciałam dowiedzieć się, ile jeszcze absurdów znajdzie się w tej publikacji. Lubię, kiedy w romansach występuje kilka motywów literackich, ale w przypadku „You are my desire” miałam wrażenie, że autorka zapragnęła zawrzeć w swojej historii wszystkie, które są jej znane. Niestety, ale sprawdziło się tutaj powiedzenie: „Co za dużo, to niezdrowo”.
Jeżeli miałabym określić to, co wydarzyło się w tej książce jednym słowem, zdecydowanie postawiłabym na chaos. Wszystko było tak ze sobą wymieszane, że miejscami trudno było się połapać, o co chodzi, szczególnie gdy nagle z treści rozdziału wynikało, że od wydarzeń opisanych w poprzednim minął rok. Nie chciałabym tu zbytnio spoilerować, bo być może ktoś jeszcze ma w planach przeczytać tę historię, ale spotkanie głównych bohaterów po upływie tego roku i to, co wydarzyło się potem pomiędzy Brysonem a pewnym mężczyzną, jest chyba największym absurdem całej książki.
Zresztą sama relacja między Jasmine i Brysonem również pozostawiała wiele do życzenia. W mojej ocenie po prostu nie dojrzeli do poważnego związku, a ich zachowanie sprawiało, że co chwilę przewracałam oczami. Dawno nie czytałam książki, w której główni bohaterowie, aż tak irytowali mnie swoją niekonsekwencją, a nawet nazywając rzeczy po imieniu, wręcz hipokryzją! Dodatkowo trudno jest mi nawet znaleźć jakieś podstawy do tego, żeby w ogóle na czymś oprzeć ten związek. Chyba że byłaby to fizyczność, ponieważ podczas lektury miałam wrażenie, że jedyne co łączy tę dwójkę to cielesne uniesienia.
Przyznam, że długo zastanawiałam się, jaką ocenę powinnam wystawić tej książce, bo z jednej strony absurd gonił tutaj absurd, ale z drugiej niektóre z tych niedorzeczności były tak śmieszne, że aż nie mogłam opanować śmiechu. Czy w przyszłości sięgnę jeszcze po książki autorki? Pewnie tak, ponieważ nie skreślam autorów po przeczytaniu jednej książki, która nie przypadła mi do gustu, ale z pewnością trochę odczekam, zanim zagłębie się w lekturze kolejnej publikacji jej autorstwa.