„A jak to się wyda” to książka Sophie Gonzales i Cale Dietrich, wydana przez Wydawnictwo Muza (You&YA).
Ruben, Zach, Jon i Angel tworzą Saturday – amerykański zespół popowy, za którym szaleją tłumy. Sława, uznanie fanów, ciągle trwające trasy koncertowe, możliwość rozwoju… Niby życie jak z bajki, ale czy na pewno?
Opis książki wskazuje na to, że autorzy będą skupiali się na tworzeniu relacji między chłopakami z zespołu, w tym szczególnie na relacji między Rubenem a Zachem, rozwoju uczucia, wzajemnej fascynacji, ale również na problemach, barierach i ograniczeniach. Lekko wspomniane jest o obawach, jak to wszystko wpłynie na losy zespołu i jak zareagują fani. Moim zdaniem, opis nie określa w pełni, jak wiele problemów porusza ta książka. To z jednej strony jest lekka, urocza, choć burzliwa i zagmatwana historia romantyczna, a z drugiej – ukazanie w sposób trafiający do czytelnika istotnych problemów. Podobała mi się ta problematyczność, której się nie spodziewałam w aż takim stopniu. Dużo do analizy, dużo pola do rozmyślań, jeśli ma się ochotę zagłębiać w wątki ciemnej strony sławy, mediów społecznościowych, współpracy z agencjami, tras koncertowych.
Podobało mi się to, że w sposób przystępny zostały przybliżone problemy, z jakimi zmagają się osoby sławne, w szczególności, gdy są to osoby młode. Brak możliwości decydowania o sobie, o własnej przyszłości, ograniczenia, narzucanie nakładania masek po to, aby coś było lepiej postrzegane i lepiej się sprzedawało publiczności… Zysk, zysk i jeszcze raz zysk. Tutaj dość mocno trafiło do mnie to, że każdy z chłopaków, mając własną osobowość i temperament, miał jasno określone, jaki wizerunek ma kreować publicznie, jak się zachowywać na scenie, jakie wrażenie sprawiać, jakie pozory. Nikt z Saturday nie był tak naprawdę sobą w zasadzie przez 99% czasu, bo i czas wolny, taki zupełnie prywatny, mieli ograniczony. Osobiście szlag by mnie trafił, gdybym miała ubierać się w to, co „odpowiada”, co pomaga w stworzeniu mnie „idealnej” pod publikę. Już nie mówiąc o całej presji wywieranej na członków zespołu przez fanów, rodziców i agencję, a także nieludzkich oczekiwaniach.
Tak samo nie wyobrażam sobie aż takich ograniczeń i braku możliwości swobodnego rozmawiania o własnej orientacji seksualnej. Tutaj zachowanie większości osób, które kierowały karierą chłopaków, było tak paskudne i ohydne, że to aż się w głowie nie mieści. Nie będę opisywać szczegółów, ale tak, jak wiele rzeczy mnie w życiu irytuje, to chyba właśnie takie zachowania, jakie praktykowała agencja i niektórzy rodzice, są w top 3.
Dodatkowo mamy poruszony wątek hejtu w Internecie (choć nie tylko). Przerażające jest to, jak szybko ludzie są w stanie zmienić nastawienie do kogoś po choć małym incydencie z tą osobą w roli głównej. Ludzie potrafią przejść od uwielbienia do nienawiści jak na pstryknięcie palcem, nawet nie weryfikując prawdziwości informacji, które mają przed oczami.
Wydaje mi się, że te kulisy równie bardzo mnie zaciekawiły jak same losy chłopaków z Saturday. Historie chłopaków i cała ich kreacja wpływała na zaangażowanie czytelnika i jeszcze mocniejsze przeżywanie otoczki. Także, moim zdaniem, zarówno kreacja bohaterów, ich historie, jak i otoczka karierowo-medialna, dopełniały się, tworząc ciekawą, wciągającą i właśnie angażującą całość. Dodatkowym plusem było to, że historia jest przedstawiona zarówno z perspektywy Zacha, jak i Rubena. Dawało to szersze spojrzenie na sytuację.
Podsumowując, książka jest z gatunku tych bardziej problemowych (wywieranie presji, nieludzkie oczekiwania, ograniczenia w sferze seksualnej, określanie własnej tożsamości, docieranie do samego siebie i swojej seksualności, narzucanie określonego sposobu bycia, brak możliwości pokazywania własnego JA i udawanie kogoś, kim się nie jest, hejt w Internecie, nastawienie na zysk) i skłaniających do refleksji, a jednocześnie poruszających, ciepłych, zapadających w pamięć i niekiedy dostarczających naprawdę niezły rollercoaster emocjonalny. Wspomnę też o tym, że jest momentami cholernie przewidywalna, ale zupełnie mi to nie przeszkadzało. Niby wiedziałam, co się wydarzy, a cholera, nawet się wzruszałam.
Jeśli macie ochotę na uroczą, choć burzliwą historię chłopaków z Saturday, na czele z Zachem i Rubenem, to sięgnijcie po „A jak to się wyda”.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu You&YA (Muza).