Stary wróg wciąż wzbudzający strach swoją bliską obecnością, przywódczyni niezdolna do prowadzenia klanu i nowe zło rozprzestrzeniające się po lesie – trochę dużo zmartwień jak na jednego kota, prawda? Aby przekonać się, jak radzi sobie Ogniste Serce krocząc po „Niebezpiecznej ścieżce”, warto sięgnąć po piąty już tom „Wojowników” od Erin Hunter!
Akcja, pomijając intrygujący prolog, rozpoczyna się w miejscu zakończenia „Ciszy przed burzą”. Przymykając już oko na zapomnienie autorki o zwichniętej łapie zastępcy Błękitnej Gwiazdy, całość zapowiada się naprawdę interesująco. Wybranie nowego przywódcy Klanu Cienia zmienia zupełnie sytuację Klanu Pioruna. Cała masa kłopotów wciąż jednak wisi nad nimi jak czarna chmura – czytelnik obserwuje, jak Ogniste Serce próbuje zapanować nad tym wszystkim, jednocześnie radząc sobie z własnymi prywatnymi rozterkami.
Po raz kolejny ładnie zostało pokazane, jak zdrada zaufanej osoby może kogoś zmienić; i nie mówię tu tylko o Błękitnej Gwieździe, ale i o głównym bohaterze, któremu ktoś samą swoją obecnością ciągle przypomina o wypędzonym z klanu zdrajcy. I tu dobre jest powiedzenie „nie oceniaj książki po okładce”! Podczas lektury przeżywamy wraz z bohaterami tęsknotę za bliskimi i dawnym domem, wszystkie kocie walki i konflikty; podczas bitew serce szybciej mi biło, a po osiągnięciu punktu kulminacyjnego czekałam z zapartym tchem na rozwój wypadków, chociaż książkę już wcześniej czytałam i znałam jej zakończenie.
Oprócz smutnych scen, takich jak utrata bliskich lub rodzinne rozterki, w „Niebezpiecznej ścieżce” zajdziemy też momenty, od których robi się cieplej na sercu. Wątek przyjaźni i wzajemnego zaufania uczy, że prawdziwa więź potrafi przetrwać wiele przeciwności losu – relacja Ognistego Serca i Szarej Pręgi jest naprawdę cudowna. Tak samo z rozwijającymi się wątkami miłosnymi; chociaż mam wrażenie, że można je było poprowadzić odrobinę lepiej, bo potem się okazuje, że jeden kocur od jakiegoś czasu za kimś się ugania, a tymczasem drugi wciąż nie do końca może się zdecydować, kogo tak naprawdę darzy uczuciem. O ile to drugie nie jest takim najgorszym pomysłem i ma pewien potencjał, nie do końca podoba mi się samo wykonanie. Mimo to takie wzruszające sceny same wywoływały uśmiech na mojej twarzy.
Niestety, ale znowu zauważyłam pomyłki w imionach: używano tych uczniowskich, chociaż dany kot ten etap życia już dawno ma za sobą. Nie jest tak tragicznie, ale wciąż mogło być lepiej. Odnoszę też wrażenie, że niektóre wyrażenia są nieco nieklimatyczne i koty nie powinny ich znać, ale może to tylko moje odczucie; takich momentów nie ma szczególnie dużo. O powtórzeniach nie będę już się rozwodzić – wciąż są i wciąż da się jakoś przeżyć. Opisy akcji ładne, z emocjami trochę gorzej, ale wciąż dobrze – styl Erin Hunter ma swoje wady i zalety, ale przynajmniej lekko czyta się kolejne części serii; na jeden tom przypada u mnie średnio jeden dzień.
Cała historia jest godna poznania jej; już same opisy z tyłu książki potrafią mniej więcej zarysować rozgrywające się wydarzenia, jednocześnie nie zdradzając żadnych bardzo istotnych faktów. Fani fantastyki znajdą w „Wojownikach” coś dla siebie. Całą serię można porównać do pociągu – „Ucieczka w dzicz” aż tak bardzo nie zachwyca, ale pociąg wciąż pędzi coraz szybciej i szybciej; tak samo jest z fabułą. Z przyjemnością polecam i dużym, i małym!