Wiecie, że najsłabiej reprezentowana odmiana gatunkowa współczesnej powieści polskiej dla dzieci i młodzieży to horror? Wynika to z, niestety fałszywego, przekonania, że w ogóle horror jako gatunek jest tworem mało ambitnym i niezbyt rozwijającym. Jak więc można tworzyć go dla młodszych? Czy wypada? Prawda jest taka, i pisała o tym chociażby profesor Krystyna Koziołek z Uniwersytetu Śląskiego, że nawet gdyby rodzice, nauczyciele i bibliotekarze stawali na głowach, nie powstrzymają dzieci i młodzieży przed czytaniem historii z dreszczykiem. Powinni za to zaakceptować fakt ich obcowania z ową literaturą i uczynić ją wręcz częścią edukacji – chociażby ze względu na to, że pomaga ona w oswajaniu lęków, także nieuświadomionych, przez dostarczanie fikcyjnych imitacji „strasznych” przeżyć. Żeby tak się jednak stało, najpierw literatura grozy musi powstawać – w większych ilościach.
Jednym z nielicznych jej twórców na naszym polskim gruncie jest Tomasz Siwiec. Zapewne słyszeliście już o owym jegomościu z Suchej Beskidzkiej przy różnych horrorowo-grozowych okazjach: od ekstremy przez animal attack po grozę skierowaną do młodszych czytelników właśnie. Tomasz jest twórcą projektu „Kołyska strachu”, w cyklu tym pojawiły się póki co trzy książki („Tato”, „Tajemniczy zegarek”, „Ostatni egzamin”), na swoim koncie ma także mini powieść „Tajemnicza studnia”, a także trzy „trójpaki” (czyli zbiorki składające się z trzech opowiadań): „Z krainy cienia”, „Księgi kościotrupie” i, najnowsze dzieło, „Opowiem ci coś strasznego…”. I o tym ostatnim dziś wam trochę poopowiadam.
Pierwsze z opowiadań, które tutaj znajdziecie, pt. „Nawiedzony bałwan”, zaczyna się w dosyć klasyczny sposób: otóż rodzina przeprowadza się do nowego domu, koło cmentarza! Tomek ubolewa nad tym, że akurat on musiał dostać pokój z widokiem na to upiorne miejsce… Gdy tylko spada więc wystarczająca ilość śniegu, wraz z siostrą lepi ogromnego bałwana, tak by ów widok, chociaż na jakiś czas, zasłonić. Co może z tego wyniknąć? Nieeeeee, nie domyślicie się – Siwiec przełamał znany nam schemat i poprowadził tę opowieść w niespodziewanym kierunku. To początkowo wywołujące gęsią skórkę opowiadanie, traktuje głównie o empatii i jest w wspaniałą lekcją o tym, że nie można być obojętnym, gdy ktoś potrzebuje pomocy.
Drugie z opowiadań, pt. „List w butelce”, trochę nawiązuje do pierwszego w kwestii niesienia pomocy. Kładzie jednak nacisk na to, że trzeba robić to mądrze i nie zapominając o własnym bezpieczeństwie. Są bowiem na tym świecie dziwa, które czyhają na najmniejszy nasz błąd, nawet ten podyktowany, najszlachetniejszym odruchem serca! Przekonał się o tym Kacper, miłośnik wędkowania, w ręce którego wpadła butelka z listem, w którym nieznana mu dziewczynka prosi o uwolnienie z rąk porywaczy. Zdecydowanie, to najstraszniejsza z zawartych w „Opowiem ci coś strasznego…” opowieści, ponieważ mimo niesamowitej oprawy, ma bardzo realistyczny wydźwięk. Na szczęście autor nie pozostawia nas ani bohatera w całkowitej beznadziei, bo jednak trafiają się jeszcze gdzieniegdzie odważni i dobrzy ludzie…prawda?
Trzecią historię, pt. „Tajemniczy smartfon”, powinno przerabiać się z dziećmi na lekcjach! I nie chodzi tutaj tylko o to, że obecnie smartfony, to skarbnice wiedzy o nas, do których w każdej chwili może się ktoś dobrać - także idące z duchem czasu demony - ale przede wszystkim o pokazanie mechanizmu uzależnienia, pożerającego ofiarę. Bohaterka opowiadania gotowa jest pozbyć się ze swojego życia - dosłownie - wszystkiego, co przeszkadza jej w dostarczaniu sobie upragnionej przyjemności. Dopiero, gdy uświadamia sobie, do czego doprowadziła, zaczyna rozpaczliwe poszukiwać sposobu na wyrwanie się z macek potężnego technologicznego systemu. Mądre i bardzo na czasie, bo zło bywa nie tylko analogowe.
Jak łatwo zauważyć, każdy z tekstów napisany został „ku przestrodze” i przypomina o wartościach, o których zdarza się młodszym (i straszymy zresztą też) zapominać. Tomasz Siwiec po raz kolejny udowodnił, jak świetnym jest obserwatorem i z jak ogromnym wyczuciem potrafi tworzyć teksty kierowane do dorastających dzieciaków. Bo czy można oczekiwać, że spodobałoby im się nachalne moralizowanie? Kategoryczne: tak rób, a tak się nie waż? Oczywiście, że nie! Jeśli jednak, to co chce się przekazać obuduje się intrygującą historią, otulającą nas zewsząd poczuciem niesamowitości, to ma się szansę powodzenia. I autor o tym wie. Dlatego zamiast na nadęty morał, stawia na obrazowe wprowadzenie w sytuację zagrożenia, galopujące napięcie i zacięcie emocjonalne pozwalające łatwo utożsamiać się ze „zwyczajnymi” bohaterami.
„Opowiem ci coś strasznego…” to lektura do połknięcia w jeden wieczór. Nam czytanie zajęło więcej czasu, bo młodej trzeba nie dość, że czytać po kawałku, to jeszcze sporo tłumaczyć i odgrywać pewne scenki. Nie narzekamy jednak, bo pośmiałyśmy się przy tym co niemiara. Na pewno wrócimy do tej książki, gdy będzie starsza i będzie mogła więcej z tych opowieści zrozumieć. Bo warto!
[współpraca barterowa]