Książęta, księżniczki, ochroniarze i kucharki - motyw dość częsty i lubiany. Na pewno część z Was zna serie "Royal" czy "Bridgertonowie", książkę "Red, white & royal blue" czy drugi tom serii "Twisted". 😉
Penelope Ward również wzięła na celownik parę pochodzącą z innych światów i może nie będzie tu żadnego księcia, ale będzie Arystokrata.
Zapraszam na recenzję! 😊
"Ludzie zwykle oceniają wartość związku wyłącznie przez pryzmat długości jego trwania. Jednak zdarza się, że najdłużej trwają właśnie te najgorsze związki. Bliskość między dwiema osobami nie staje się mniej cenna przez to, że takie, a nie inne okoliczności kładą jej kres."
Kiedy zderzają się dwa światy, prawdopodobne są problemy. Tak było i tym razem. Felicity i Leo spotkali się przypadkiem. Ona obserwowała przez lornetkę ptaki, a on zaszywał się właśnie w wynajętym domu po drugiej stronie jeziora.
Mimo dość niezręcznego początku, szybko zaaranżowali spotkanie i nawiązali znajomość.
Oboje byli świadomi, że wkrótce się ona skończy, bo Leo niebawem musi wrócić do swojego kraju i zmierzyć się z obowiązkami wobec rodziny i firmy.
Jednak przyciąganie między nimi będzie zbyt silne, aby je ignorować.
Jak poradzą sobie po rozstaniu? Bo ono jest pewne i nieuniknione...
Wszystko zmieni list, który Felicity przeczyta pewnego dnia. Co z nim zrobi?
Czy zawalczy o to uczucie?
A może będzie już za późno?
Książki Penelope Ward zazwyczaj przypadają mi do gustu. Lubię te jej romantyczne historie z ciekawym tłem, a w duecie z Vi Keeland zwłaszcza. Miałam więc nadzieję, że i "Arystokrata" mnie porwie, co się niestety nie wydarzyło.
Przede wszystkim, myślałam, że fabuła będzie się opierać na tej drugiej części, czyli momencie po rozstaniu. (Oczywistym rozstaniu, więc nie uważam tej informacji za spojler.)
Niestety, autorka skupiła się na ich początkowej relacji i średnio się to czytało, skoro wiedziałam, że wkrótce nastąpi koniec. Było to nieco ckliwe i mało wiarygodne. Nie wiem, co sprawiło, że jakoś nie wczułam się w tę ich miłość, ale być może styl pisania. Miałam wrażenie, że dialogi wyglądają jak wywiady. Jakby autorka chciała jak najwięcej informacji o bohaterach zawrzeć w ich kwestiach i wyszło to tak, że jedna osoba zadała proste pytanie, a druga odpowiadała na nie na dwóch stronach książki. Sztucznie i bez jakiejś takiej płynności - nie wyobrażam sobie tego typu rozmów w rzeczywistości.
Co do drugiej części, byłam ciekawa, w jakim kierunku potoczy się fabuła. Zastanawiałam się, jakim sposobem będą razem (bo że będą, było oczywiste😁) i powiedzmy, że akceptuję tę drogę, ale też mnie zbytnio nie porwała. Tu jednak więcej nie zdradzę, bo to dość ważne.
Całość wywarła na mnie średnie wrażenie, a gdybym miała książkę opisać jednym słowem, byłoby to słowo "spoko". 😉
Trochę bajeczki, trochę biadolenia, ale też trochę humoru, trochę fajnych, drugoplanowych historii i romantyzmu.
W sam raz na jeden wieczór i chociaż do książki się nie przywiążę, to nie uważam jej za stracony czas.
Moja ocena to 6,5/10.😊