Istnieją pewne słowa-klucze, hasła, sformułowania zawarte w opisie książki, które sprawiają, że daną powieść od razu skreślam i odkładam na sklepową półkę. Są to m.in. - IPN, powieść sensacyjno-historyczna, nowy Dan Brown - czyli wszystko, to na co natkniemy się w materiałach promocyjnych i recenzjach “444” Macieja Siembiedy. I tak jak zawsze trzymam się sztywno zasady nie sięgania po tego typu powieści, tak tym razem uległam - ciekawość i wysyp pochlebnych opinii wygrały. Akurat na “444” zwróciłam już dawno uwagę i cały czas mnie do niej ciągnęło, ale jednak porównania do Dana Browna arcyskutecznie odstraszały! Ale już Was uspokajam! Tym “polskim Brownem i polskim Kodem Da Vinci” wydawnictwo tylko i wyłącznie strzeliło sobie w stopę. Maciej Siembieda to literacko zupełnie inna (wyższa!) liga niż jego amerykański kolega po fachu! Przyrównywanie “444” do “Kodu” jest jak przyrównywanie Coca-Coli do Polo-Cockty czy innej Zbyszko Coli. Różnica w jakości wyczuwalna od razu, czyż nie?
Dobra, po tym przydługim wstępie przechodząc do meritum - zatem co mnie tak w tej książce zachwyciło? Zacznę od tego, że po powieści częściowo historycznej absolutnie nie spodziewałam się tyle humoru! Były momenty, kiedy słuchając audiobooka szłam ulicą i z trudem musiałam zaciskać wargi, żeby nie parsknąć głośnym śmiechem. Wszystko za sprawą błyskotliwych, momentami ciętych dialogów i hehszkowych trafnych opisów oraz nieszablonowych postaci! Gdyby przed lekturą “444” ktoś próbował mi wmówić, że z prokuratura pracującego w IPN można stworzyć ciekawego, wręcz pasjonującego bohatera, to bym go wyśmiała! No cóż, autor na przykładzie Jakuba Kanii udowodnił, że nie ma rzeczy niemożliwych! Ale i inni bohaterowie nie zostają w tyle za Kanią - tu każdy jest jakiś - nie ma postaci nijakich, płaskich, nudnych i bezbarwnych. Jak wielkie było moje zdziwienie, kiedy odkryłam, że Maciej Siembieda nie jest z wykształcenia historykiem. Jestem pod ogromnym wrażeniem z jakim rozmachem i dużą dbałością o szczegóły opisuje on wydarzenia z różnych okresów historycznych. Nawet ja - która bardzo bardzo nie przepada za akcją osadzoną przed II WŚ, czytałam te historyczne rozdziały z niesłabnącym zainteresowaniem i fascynacją. W ogóle to jest coś niesamowitego - jak fakty historyczne przeplatają się tu z fikcją i wielokrotnie łapałam się na tym, że nie do końca byłam pewna co rzeczywiście wydarzyło się naprawdę, a co było radosnym wytworem wyobraźni autora! Jedynym mankamentem książki jest dla mnie samo zakończenie, które litościwie przemilczę. Napiszę tylko tyle, że Panu Maciejowi zdecydowanie lepiej wychodzi pisanie o przeszłości i teraźniejszości niż przyszłości. Jednak nawet te niezbyt fortunne ostatnie strony, nie są w stanie wpłynąć na moją końcową bardzo pozytywną opinię o “444”!
Jestem bardzo zadowolona, że przemogłam się, wyszłam ze swojej książkowej strefy komfortu i spędziłam paręnaście fantastycznych godzin z “444”. Maciej Siembieda pokazał mi, że książki sensacyjno-historyczne wcale nie muszą być nudne i rozwlekłe czy trudne w czytaniu. Żeby nie było - “444” to broń boże nie określiłabym mianem „czytadła”! Jednak pióro autora jest lekkie, przystępne i dowcipne, dzięki czemu lektura “polskiego Kodu Da Vinci” (sic!) to czysta przyjemność!
.
PS. Moje serduszko pęka z rozpaczy, że w najnowszej książce autora nie spotkam się z moim ulubieńcem Jakubem K.