Nie wiem, co z tym zrobić, bo na cytat za dużo tego.
Tak więc wymyśliłam sobie, że umieszczę to w blogu.
Start :D
O "Balladzie o Januszku" Sławomira Łubińskiego chyba każdy słyszał, słyszałam i ja. Nie oglądałam serialu, ale zawsze chciałam to przeczytać. Tak więc aktualnie czytam.
Ledwo piśmienna Genowefa Smoliwąs rzuca niewyjętymi powiedzeniami. A jej opinię na temat książek i czytających (aczkolwiek ni tylko) muszę gdzieś zapisać.
Różne mają ludzie przyzwyczajenia i różne zamiłowania. Są tacy, którzy tylko książki bez przerwy czytają, uciekając od prawdziwego życia w świat wymyślony przez innych. Dobrze, jak to są książki łagodne, bez zbuntowanych albo grzesznych słów. Wtedy jest pewnie tak jak w kinie, tyle że bez obrazków. A jak jest książka zbuntowana, to i w ludzkiej głowie zbuntowanie występuje i żyć już jak inni nie pozwala. I dlatego tak teraz do szkół gonią, pokazując, czego uczyć się można, a co jest zabronione. Do jakich książek się przyzwyczajać, a jakie znów są od tego, że tylko zamęt wprowadzają. Ja sama wiem przecież najlepiej, do czego może doprowadzić niedobra książka i jakie są tego skutki. I nie każdy też powinien mieć dostęp do wszystkich książek. A tylko do takich, które do poziomu jego umysłu i wieku pasują oraz fachu, do którego został przyuczony. Wtedy i porządek byłby na świecie, mniej oszukaństwa i przestępstwa. Nie wiem tylko, czemu władza przed wydaniem lub też sprzedażą książki temu czy innemu obywatelowi z narodu w papiery jego i dokumenty nie zajrzy, dowiadując się, czy książka, za którą się łapie, jest odpowiednia do zawodu i poziomu jego umysłu. To samo można powiedzieć o telewizji, co nieraz tylko jad rozsiewa i niedobrą zachętę. Gdyby to ode mnie zależało, zaraz bym zaprowadziła takie prawo, żeby narodowi bez potrzeby rozumu nie mącić, a tylko nauczać uczciwości, spokojnej pracy i miłości do ślubnej żony, pod takim warunkiem, żeby nie była z niej wredna zołza o charakterze nie nadającym się do wspólnego życia.
Pierwsze wydanie książki było w 1979 roku.