Świetna książka – warto było wrócić, poznać „kuchnię” Przekroju, niełatwą historię, ludzi, którzy przewinęli się przez redakcję, wspomnieć czasy, kiedy Przekrój kupowało się z tzw. teczki (prekursorka subskrypcji), czyli tak naprawdę „spod lady”. Posyłano mnie dwa razy w tygodniu po odbiór tego dobra do kiosku zwanego „okrąglakiem”.
I te krzyżówki! Wyzwanie! Rozwiązywało się zbiorowo, wyciągając z półek grubaśne tomy encyklopedii i słowników, gdyż, przypominam, Internetu wtedy nie było. Wspomnę jeszcze, że dzisiejszy kwartalnik „Przekrój” zamieszcza na swojej stronie internetowej krzyżówki z dawnych lat obok tych nowych, które też są na dobrym poziomie – to chyba wyjątek na tle pozostałych dostępnych na rynku - przeważnie „jolek”, których poziom powoduje zgrzytanie zębów.
Wspomnienia Andrzeja Klominka są świetnie napisane, w doskonałym stylu, z wielką sprawnością i poprawnością językową, ubarwione anegdotami, zdjęciami, grafikami. Jest i polityka, nie tylko redakcyjna, dużo nazwisk i postaci – część zapomniana, część mocno pomnikowa Czy tak to było faktycznie? Nie wiem – wszak historię się pisze. Nie ma to dla mnie większego znaczenia, bo czyta się pysznie.