Fragment: Następnego rana orzekł, że jest zdrów zupełnie. Noc miał „zlekka niespokojną" z powodu bólu — jeśli w ogóle bólem nazwać to można — w plecach, nogach, stawach; lecz spał trochę, „sen dobry pokrzepił go nieco". Czuł się dobrze i bezwarunkowo nie życzył sobie porady doktora Wrena. Lekarzy wzywa się w chorobie, a nie wtedy, kiedy się jest zdrowym. Pomimo tego przerwał pracę. W ciągu długich godzin porannych usiłował uporczywie pracować tak, jak zwykle; ale nie udawało mu się to zupełnie. Fotel swój przysunął bliżej do ognia i usiadł w nim, trzymając w ręce ołówek, który wszakże przepisywał jedynie notatki, nie kreśląc ani jednej nowej myśli. Wydało się Stone’owi, że profesor książki swe tak ułożył w stosy na stole, aby zasłonić niezapisany papier i uparty ołówek od ciekawych oczu, a poprzez tę przegrodę przyglądał się jednej z owych przykrych fotografij na ścianie, szukając w niej natchnienia, które nie przychodziło. Przed śniadaniem, gdy znaleźli się sami ze Stone’m, młody człowiek zapytał Ryszarda Burgoyne, czy nie zechcialby położyć się na wielkiej skórzanej sofie.