Fragment: Zawsze wierzyła głęboko, że gdzieś na świecie istnieje mężczyzna, który czeka na nią, jedyny człowiek, który zdoła uwieńczyć jej życie najwyższym szczęściem, radością kochania. On zaś pozna ją od pierwszego wejrzenia, jako tę, którą Los mu przeznaczył. Jeden błysk wystarczy im obojgu — pojmą, że należą do siebie nierozerwalnie, w dobrej i złej doli, na śmierć i życie. „Ach, czy on aby jest istotnie moim ideałem mężczyzny?” Innym dziewczętom pilno było wyjść zamąż. Jej nie. Inne, śpiesząc się, nie ryzykowały tego, co ona: przypuśćmy, że sprzykrzyłoby jej się to wyczekiwanie i wyszłaby zamąż z nudów lub z melancholji, — aż tu naraz, on zjawiłby się! „Mnie się zdaje, że to on” Nigdy nie kochała się w nikim ani przez godzinę. Nigdy nie odczuwała tego, co w tej chwili. W ciągu 23 lat życia ani razu nie doświadczyła nic podobnie cudownego. Młodzi ludzie całowali ją nieraz. Nie wszyscy młodzi ludzie, lecz wielu. Nie dopuszczała do tego, ile razy naprawdę chciała uniknąć pocałunku. Ale na wieczorkach tanecznych, gdy siedziała z tancerzem w ciemnym kąciku, lub wychodziła z nim na przechadzkę do ogrodu, pozwalała bez oporu na te zbliżenia.