Molly i Seth kiedyś byli z sobą bardzo blisko, byli parą, która bardzo się kochała. Było to w czasach liceum i miało trwać długie lata, mieli mieć wspólną przyszłość. Jednak stało się zupełnie inaczej. Pewnego dnia Molly po prostu wyjeżdża, nie tłumacząc nic, a Seth zostaje sam ze złamanym sercem.
Mija wiele lat. Oboje się zmienili, oboje osiągają sukcesy w życiu zawodowym. Ona pisze hollywoodzkie scenariusze, na dodatek o miłości, w którą tak naprawdę nie wierzy, jednak ma z tego naprawdę zadowalające pieniądze. On został adwokatem specjalizującym się w sprawach rozwodowych. Spotykają się po 15 latach na zjeździe absolwentów. Na dodatek dzielą jeden stolik, więc nie mogą udawać, że się nie znają. Rozmowy, drinki na rozluźnienie, wspólnie spędzony czas i pada pewien dość głupi pomysł. Zakładają się, a ten zakład wiele zmieni w ich życiu, tak samo, jak i ten wieczór. Czego będzie dotyczył zakład? Czy będzie dobrym pomysłem? Jak potoczy się spotkanie Molly i Seth, po latach? Czy będzie ciąg dalszy tej znajomości? Czy miłość, w którą nadal wierzy Seth, naprawdę istnieje? Czy Molly w nią uwierzy?
Historia, jaką znalazłam w książce, według mnie była fajna. To taka lżejsza pozycja na leniwy wieczór. To opowieść o spotkaniu po latach, zakładzie, a także drugiej szansie, jaką daje los. Naprawdę dobrze bawiłam się podczas czytania, momentami książka była bardzo zabawna.
Akcja sprawnie poprowadzona, z kilkoma ciekawymi zwrotami. Książkę czytało się dość szybko, a podczas czytania towarzyszyły emocje, może nie jakieś ogromne, jednak były. Dla mnie była to pozycja na trzy wieczory.
Bohaterowie ciekawi, dość dobrze wykreowani. Oboje mają wady i zalety, a dzięki temu byli bardziej realistyczni.
„Zwykła głupia historia miłosna” to książka idealna na leniwy wieczór pod kocykiem. Ze swojej strony polecam.
Recenzja pojawiła się również na moim blogu - Mama, żona - KOBIETA