Tak naprawdę w tej książce była tylko jedna rzecz, która mnie troszkę dekoncentrowała. Chodzi o przeskakiwanie od bohatera do bohatera. Od razu zrobiło się ich sporo przez co jakoś nie mogłam tego wszystkiego ogarnąć. Ona tłumaczyła nam do kogo bardziej ją ciągnęło, porównywała te osoby ze sobą i niby to dobrze, bo myślała o najlepszym wyborze, ale ja tak średnio za nią podążałam. Wiem, że winę ponoszę prawdopodobnie tylko ja, bo to część czwarta, a ja weszłam do niej z butami i jeszcze chciałam ogarnąć wcześniejsze tomy jedynie wizualnie. Jednak jeśli czytaliście je i według was jest ok, to niech tak zostanie. Bo w sumie reszta rzeczy mi się w niej podobała. Mamy tu bowiem główną bohaterkę, która naprawdę nie miała w życiu łatwo. Sama wciąż jest młoda, jednak to bo przeżyła odcisnęło na niej spore piętno. Zaczyna mieć bardzo dorosłe myśli, gdzie występuje gdybanie w formie za i przeciw. Również życie jej matki jest dla niej sporym ciężarem. Dzieje się jednak coś, co sprawia, że musi powrócić tam skąd przybyła i to w tamtym miejscu jej życie odmieni się po raz kolejny. Nie trudno było się domyślić, że powodem jej zmiany będzie mężczyzna. Tylko czy oboje są gotowi stanąć twarzą w twarz z zalegającymi wyzwaniami?
Oj, tutaj to dopiero się działo. Bardzo jej współczułam, bo nie miała wpływu na to, co ją spotkało. Niby kosmetyczki twierdzą, że wszystkie defekty ciała da się ukryć za warstwami makijażu, jednak z tym nikt sobie nie poradził. No i najgorsze, co się działo, to moment, kiedy ten podkład trzeba było zdjąć... Tak naprawdę ta opowieść uświadomiła mi, że nie doceniamy tego, co posiadamy. W momencie, kiedy nasze ciało szwankuje, totalnie się załamujemy. Wszystko przez to, że brzydota niektórych ludzi zniesmacza. Każdy z nas ma jakieś lęki, a kiedy jeszcze wiemy, że nasza osoba u innych te lęki potęguje, to wstydzimy się sami siebie. Tylko nieliczni są w stanie siebie zaakceptować. Mamy tutaj też męską postać, która wciąż ma problem z pogodzeniem się z przeszłością. Strata ważnej dla nas osoby jest bardzo ciężka, tym bardziej, kiedy wciąż te chwile są rozpamiętywane. Autorka splotła tutaj życie dwojga złamanych ludzi, którzy uważali, że już nic dobrego ich nie czeka. Jak sądzicie, czy pomnożony ból ma szansę na szczęście?
Całą opowieść bardzo szybko można przeczytać, choć bywały momenty, kiedy musiałam psychicznie od niej odpocząć. Co innego jest czytać wymyślony thriller czy kryminał i co innego, kiedy zna się ludzi z podobnym uszczerbkiem na zdrowiu i ich historia przytłacza nas wewnętrznie. W sumie bardzo się cieszę, że zaczęłam czytać od tej części, bo teraz wiem, że reszty sobie zaoszczędzę. Nie przez to, że jest zła, bo stylistycznie jest przepiękna, tylko dlatego, że wywoływała we mnie ogrom pesymistycznych myśli, bólu z dawnych wspomnień i ogólnie przygnębiającego nastawienia. W momencie , kiedy uczymy się pokochać siebie, niekoniecznie dobre jest czytanie takiej literatury. Jednak, gdybym była kimś innym, z innymi problemami, podejrzewam, że byłabym nią zachwycona:-)