Na początku urlopu zabrałam tę książkę na festiwal, niestety, przeczytałam tylko kilka pierwszych stron i brakło czasu.
Później była Szwajcaria Saksońska i Czeska i też tak napięty grafik, że książka przeleżała na dnie bagażu.
Ale wczoraj wzięłam ją do ręki i przepadłam.
"Żółty tulipan" to debiut naszej Instagramowej Koleżanki - Natalii.
Ale od razu mówię, nie będę słodziła 😉
Główna bohaterka książki, Weronika, to kobieta uzależniona od antydepresantów. Stara się z tym walczyć, chodzi na terapię, ma kochającego męża i spodziewa się dziecka. I wszystko by było sielankowo i pięknie, gdyby nie żółty tulipan, którego Weronika odnajduje w różnych sytuacjach i miejscach. A to świadczy tylko o jednym - przeszłość powraca.
Co czułam, czytając książkę? Zaciekawienie, złość, frustrację. Starałam się nie oceniać Weroniki, bo na szczęście nie wiem, jak nałóg może kierować życiem i wyborami człowieka. Ale mimo tego byłam trochę na nią wkurzona za jej decyzje, zachowanie czy brak reakcji.
Zaintrygowała mnie natomiast postać Edyty, mojej imienniczki. Nie wiem, czy to ze względu na imię, ale bacznie ją obserwowałam i starałam się polubić. Czy mi się to udało? Nie zdradzę, bo nie mogę psuć zabawy osobom, które jeszcze nie czytały Tulipana.
A teraz słowo do Natalii - autorki. Napisałaś książkę rewelacyjną, "nieodkładalną", która wykręciła mnie na drugą stronę, sponiewierała i wypluła. A to oznacza tylko jedno. Czekam na kolejną...