Zniknęli na zawsze

Akcja książki „Zniknęli na zawsze” toczy się pomiędzy małym miasteczkiem Devon w Anglii a Las Vegas w USA. W Devon na plaży zostają znalezione zwłoki człowieka, którego nie sposób zidentyfikować. Policję powiadamia dosyć podejrzany rybak. W tym samym czasie do Davida zgłasza się jego dawna miłość, Emily – prosi go o pomoc w poszukiwaniu rodziny jej siostry – 10 miesięcy temu siostra, jej mąż i dwie córki po prostu zniknęli. Policja jest bezradna. David, mimo że jeszcze nie do końca doszedł do siebie po ostatnich wydarzeniach, postanawia pomóc kobiecie. Co się stało z całą rodziną Ling? Kim jest znaleziony martwy mężczyzna? I jak w to wszystko wpasowuje się Las Vegas?

Książka ta zdecydowanie potwierdziła moją miłość do brytyjskiej literatury. Akcja powieści przez pierwsze 200 stron toczy się spokojnie, powoli. Wprowadza w nastrój, buduje klimat małej nadmorskiej miejscowości w listopadzie – jest szaro, buro, wieje, pada deszcz. Razem z bohaterem jeździmy po okolicznych wioskach odwiedzając cudowne brytyjskie posiadłości. Nie dajcie się jednak zwieść! Po 200 stronach akcja energicznie przyspiesza i nie zwalnia już do samego końca! Dzieje się dużo, ciągle coś zaskakuje, książki naprawdę nie sposób odłożyć. Intryga jest rozbudowana tak, że nie sposób ją odgadnąć. Dopiero na samym końcu narrator odkrywa karty, ale i tak jeszcze zostawia sobie asa w rękawie. Muszę przyznać, że dałam się wiele razy wyprowadzić w pole! Jestem bardzo z lektury zadowolona i koniecznie muszę na...