💣Recenzja zawiera drobne spoilery. Czytasz ją na własną odpowiedzialność!💣
🍆🍆🍆
Uwielbiam autorów, po których książki mogę śmiało sięgać w ciemno, bo i tak wiem, że mi się ta kolejna historia i tak spodoba. Tak mam już z twórczością Moniki Ligi. Nie potrafię obok tej kobiety przejść zupełnie obojętnie. Kiedy więc widzę, że ktoś organizuje kolejny booktour z powieścią tej pani, ja śmiało klikam w “skomentuj” i zgłaszam swoją gotowość. Tym razem nad całą zabawą czuwała @a.zetka.czyta, której z tego miejsca chciałabym bardzo podziękować za możliwość wzięcia udziału w tej zabawie oraz za cierpliwość w oczekiwaniu, aż skończę czytać tę historię, bowiem trochę to potrwało i się przedłużyło.
🍆🍆🍆
Jola właśnie ma za sobą pewien etap w życiu. Po dość długiej i skazanej raczej od samego początku wojnie w małżeństwie, postanowiła się rozstać z małżonkiem i odszukać na nowo jakiś uciech w codzienności. Niespodziewanie los daje jej taką szansę, kobieta bowiem dowiaduje się o spadku, jaki ni z gruchy ni z pietruchy pozostawił jej zmarły ojciec. Jola jedzie do odziedziczonego domku, chociaż gdzieś w duchu cały czas się zastanawia, dlaczego ojczulek zostawił go właśnie jej, skoro mężczyzna opuścił wspólne gniazdko, które niegdyś dzielił z nią i jej mamą. Na miejscu okazuje się, że ojciec miał przed rodziną jeszcze więcej tajemnic. Gdyby Joli było jeszcze za mało wrażeń i adrenaliny, to szybko przekonuje się o tym, że za płotem ma bar...