Lubujecie się w thrillerach psychologicznych? Ja je uwielbiam. I choć do „Zdrady doskonałej” podchodziłam jak do jeża, bo i debiut, i jakoś sugestywny tytuł mnie nie zachęcał, to wierzcie mi, że jest to pozycja obowiązkowa dla miłośników gatunku.
Budzimy się wraz z bohaterką w szpitalu, gdzie skołowana, oszołomiona i przerażona przypomina sobie jedynie, że jej ośmioletni synek zaginął. Co się z nim stało? Czy został porwany? Czy osoba, która twierdziła, że jest jej przyjaciółką, okazała się zdrajczynią?
Z każdą kolejną stroną odkrywamy tragedię, która dotknęła Tess przed kilkoma tygodniami. Wpadamy wraz z nią w dziurę bezdennej depresji, rozpaczy po śmierci męża, który zginął w katastrofie lotniczej. Współodczuwamy ciężar dalszego życia bez ukochanej osoby przy boku, rezygnację i totalną niemoc. Jedynym bodźcem, by dalej funkcjonować jest dla załamanej kobiety ośmioletni syn Jamie. W jej życiu pojawia się też Shelley, która próbuje jej pomóc przejść żałobę i wyrwać się z marazmu.
Specyficzna narracja, w formie rozmowy z nieżyjącym mężem, momentami przyprawiała mnie o ciarki, ale przede wszystkim pozwalała wejrzeć w głąb duszy osoby, która tracąc ukochanego mężczyznę, zatraciła część siebie. Atmosfera smutku, niedopowiedzeń, luk w pamięci i niepewności co do intencji otaczających kobietę osób sprawia, że strony umykają jedna za drugą.
Zakończenie, jak to bywa w przypadku thrillerów, zaskakuje, ale i przytłacza. A zdrada, o której mowa w...