Powieść "Zbrodnia po polsku" to moje pierwsze spotkanie z twórczością Aleksandry Rumin. Okładka, dość nietypowa, wydała mi się zapowiedzią czegoś interesującego. Czy miałam rację?
Otóż, na wstępie dowiadujemy się, że: "Dobry węzeł to podstawa". Później, z każdą kolejną stroną, jest tylko lepiej. Komisarz Jan Polak zostaje wezwany na miejsce zbrodni. Zbrodni makabrycznej, której ofiarą jest pewna młoda kobieta. Dowodami w sprawie są tutaj bociany i tekst pieśni patriotycznej. Dlaczego? Tego nikt nie wie. No, może poza szalonym profilerem po zagranicznych kursach. Rozpoczyna się śledztwo, w którym udział bierze silna grupa pod wezwaniem z warszawskiego komisariatu. Specjaliści pierwszej wody robią wszystko, by jak najszybciej schwytać niebezpiecznego zabójcę, prawdopodobnie wariata... Czy uda im się wyprzedzić jego kroki i uratować inne zagrożone kobiety? Jakiego klucza używa morderca, wybierając ofiary? Komu uda się odkryć, kim jest "Prawdziwy Polak" i co z tego wyniknie?
Akcja powieści zamyka się w kilku dniach, co nie znaczy jednak, że dzieje się niewiele. Jest wręcz przeciwnie. Fabuła składa się z kilku przeplatających się wątków. Dotyczą one zarówno prowadzonego śledztwa, jak i życia osobistego komisarza Polaka. Sama nie wiem, w którym jest więcej humoru. Chyba pozostaje mi stwierdzić, że są wyważone, bo przy obu można się pośmiać podczas lektury.
Styl autorki bardzo przypadł mi do gustu. Od ...