„Zawsze tu będę” autorstwa Hannah Bonam-Young to książka pełna emocji i trudnych tematów. Jednak przy tym nie została pozbawiona lekkości i uroku rodzącego się uczucia, któremu aż chce się przyglądać i kibicować.
Fabuła jest bardzo dobrze dopracowana i podoba mi się, że może nie jest zaskakująca, ale aktualna. Historia, którą przedstawiła nam autorka, może zdarzyć się każdemu z nas bądź komuś, kogo znamy. Dlatego też z łatwością można wczuć się w bohaterów, przeżywać ich emocje i rozterki. Otrzymujemy tutaj motyw rodzącego się uczucia, ale i straty, nieprzepracowanej żałoby, braku pogodzenia się z przeszłością, poczucia winy, czy tak zwanego „samobiczowania”.
Jednak historia ta byłaby niczym, gdyby nie jej bohaterowie. Lane to dziewczyna zagubiona, niepotrafiąca pogodzić się ze swoją przeszłością, odcinająca się od bliskich i całego otoczenia. Jednak nawet ona nie pozostaje obojętna na wrażliwość Matta, który nie zmusza jej do niczego, ale staje się kompasem, wskazującym drogę, którą powinna podążać. Dawno nie spotkałam się z męskim bohaterem obdarzonym taką delikatnością, zrozumieniem i wrażliwością. Jego cierpliwość, życzliwość, wsparcie, ale i poświęcenie są godne podziwu, a momentami nawet ciężkie do pojęcia.
Czytając tę książkę, niejednokrotnie w moich oczach zakręciła się łza. Poruszyła mnie walka Matta o uczucie, ale i wydostanie Lane z marazmu, w który popadła. Poruszyła mnie także prób...