„Czasami masz wrażenie, jakby nic się nie zmieniało, ale Bóg zmienił już wszystko. Musisz tylko trochę poczekać…”
Przeczytałam, przemyślałam i nadal mam mieszane uczucia. Nie sięgam po takie książki, dlatego bałam się zawodu. Książkę trudno sklasyfikować. Choć ma wątki romantyczne, to nie jest to romans. Właściwie to najprościej napisać, ze jest to opowieść o życiu, o tym czego można się w nim spodziewać, zaplanować. Jest to też opowieść o przyjaźni, z której może też narodzić się miłość. Ale przede wszystkim jest to opowieść o wierze – wierze w Boga, drugiego człowieka, wierze w szczęśliwe zakończenie. Bo czasem wystarczy wierzyć, a życie nas miło zaskoczy…
Joseph Rye to człowiek sukcesu, który odcina kupony od swojej sławy. Ma wszystko – kobiety, samochody, sławę. Jednakże od dawien dawna wiadomo, że nie wszystko można za pieniądze kupić, bo zdrowia się nie da. I tak oto nasz bohater zostaje wystawiony na próbę. Diagnoza jest szybka – AIDS w zaawansowanym stadium, a następnie chłoniak (żeby było mało). I tu kończy się realizm tej opowieści. Nasz bohater choć nie chce i jest sceptycznie nastawiony, to przechodzi wielką metamorfozę, zarówno fizyczną, jak i duchową. Daje się przekonać wierze i Bogu, że ten jest i sprawuje nad nami nie władzę, a opiekę. Nie chce nas karać, a uczyć. Tak, wiem – książka mało realna i sceptyk ją odłoży, nie doczyta do końca. Ale czasem w tym realnym świecie odrobina nieracjonalności się przydaje i...