Teoretycznie jest to romans historyczny w stylu gotyckim. Takie połączenie może dać bardzo przyjemne wrażenie odbioru. Jednak na przeszkodzie staje mi styl prowadzonej opowieści. Nie jest to pierwsza książka Meagan McKinney jaką przeczytałam i przyznam, że o niebo lepsza od poprzedniej, a jednak niezbyt przekonująco jest tu uchwycony element tajemniczości i pewnej wrogości miejsca. Oczywiście wciąż bohaterka jest ostrzegana przez innych, że powinna jak najszybciej wyjechać z zamku. Również jej służąca jeszcze na stacji dzieli się z nią swoimi złymi przeczuciami i namawia do natychmiastowego powrotu. Aleksandra nie ulega owej presji i nie podejmuje decyzji o wyjeździe nawet wówczas, gdy sam lord Newelly jej to sugeruje. Stawia sie na zamku z pewna misją i choć na miejscu okazuje się, że przydzielono jej inną rolę to mimo wszystko postanawia wypełnić zadanie.
Męcząca była powtarzalność motywu zjawy panny Pole ukazującej się Aleksandrze, przemyśleń bohaterki jakoby Damien był okrutnym człowiekiem, jednak nie do końca złym, a jedynie zdeprawowanym jako nastolatek przez guwernantkę. A w początkowych fazach pobytu na zamku wręcz irytowało to ciągłe napominanie bohaterki o niesamowitym fizycznym podobieństwie lorda do jej byłego wybranka.
Tak naprawdę zamiast większej dawki grozy dostajemy historię przepełnioną melodramatycznymi scenami z powtarzalnymi dialogami nawiązującymi wciąż do tego samego.
Panna Benjamin wykreowana jest na drobniutką eteryczną nimfę, której ...