Kolejna świetna pozycja Barclay'a. Zaczyna się dość prozaicznie, rzekłabym, że nawet banalnie. Oto siedemnastoletni Derek umawia się ze swoją dziewczyną na "macanki" w domu swojego kolegi, Adama, który wraz z całą swoją rodziną wyjeżdża na cały tydzień.
Derek, dom Langleyów zna jak własną kieszeń, w końcu bywa u Adama, codziennie od dzieciństwa. Postanawia pożegnać się z Adamem i jego rodziną, udać, że wychodzi, po czym ukryć się w piwnicy i poczekać, aż rodzinka wyjedzie. O jego planach, nie wie nikt, prócz jego samego i oczywiście Penny, jego dziewczyny.
Niestety, jak to często bywa, plany planami, a rzeczywistość chodzi zupełnie innymi, swoimi drogami. Wkrótce więc Derek zamiast słodkiego tête-à-tête z damą swego serca, zostaje oskarżony o potrójne zabójstwo i aresztowany.
Czytało się rewelacyjnie. Akcja goni akcję, na jaw wychodzą coraz większe i pikantniejsze tajemnice wszystkich uczestników dramatu i nie tylko ich. Nic nie jest takie, na jakie wygląda. A ja w pewnym momencie zaczęłam się zastanawiać, jak autorowi uda się wyplątać z sensownym zakończeniem, z tego kłębka wszystkich i wszystkiego.
Można powiedzieć, że autor, tak jak i w poprzednich swoich książkach poradził sobie "śpiewająco", zwracając przy okazji uwagę na bardzo ważną kwestię. Taką mianowicie, że społeczeństwo jest coraz "durniejsze" i bardziej, powiedzmy "etycznie wątpliwe" (pod każdą szerokością geograficzną) i takąż samo rządzący tym społeczeństwem. Czyli i w t...