„Z miłości” to książka, w której na stosunkowo niewielkiej ilości stron (nieco ponad 200) dzieje się naprawdę duuużo.
Monika jest typowym mieszczuchem, kocha swoją pracę, życie, jakie prowadzi w stolicy. Kiedy spada na nią informacja o tym, ze odziedziczyła po babci domek na wsi bardzo szybko podejmuje decyzje o jego sprzedaży. Przy tym jednak potrzebny będzie remont, do którego zobowiązuje się sąsiad nieżyjącej babci, Łukasz.
„Z miłości” ma bardzo barwne postacie: Monika jest charakterna, nie da sobie w kasze dmuchać. Życie nauczyło ją, aby twardo stąpała po ziemi, stawiała sobie ambitne cele, jednak przyjazd do miejsca w którym spędziła pierwsze lata swojego życia mocno na nią wpływa. Do jej powolnej przemiany (choć swej ikry i ciętego języka kobieta nie traci) przyczynia się tez sąsiad, który niestrudzenie burzy mury wokół kobiety usilnie przebijając się do jakichś cieplejszych stron jej osobowości, podejmując się niejednokrotnie dziwnych środków (i to bardzo dziwnych). Sam jest niesamowicie pracowity, niejedno w życiu przeszedł. Chwilami los doświadczył go dość boleśnie, na tyle, by rany na jego duszy nie zabliźniły się, tylko były dalej żywe.
Zdecydowanie należę do czytelników, którzy wolą bardziej rozwleczoną akcję. W trakcie czytania miałam wrażenie, ze niektóre rzeczy po prostu są zbędne, na siłę, jednakże finalnie wszystkie fakty spinają się tworząc spójną całość. Było mi po prostu mało, nie zdążyłam dobrze poznać tych bohaterów, ich słabości, sukcesów, porażek, a wielka szkoda, bo obydwoje byli barwnymi osobowościami.